środa, 23 stycznia 2013

Rozdział VI Robi się gorąco

  -Eee... Minerwo? - zagadnął nieśmiało Severus - Wyskoczyłabyś jutro ze mną na kawę?
-Oczywiście - odpowiedziała uśmiechnięta - z wielką przyjemnością.
  Bardzo ucieszył ją fakt, że jednak jej uczucie jest odwzajemnione, tak jej się zdawało, bo pewności mieć nie mogła. Rozmyślała o tym jak ubierze się na jutro. Jak będzie przebiegać ich randka?
  Z tych rozmyśleń wyrwał ją właśnie Severus. Było to tak gwałtowne, że już chciała zacząć na niego wrzeszczeć gdy nagle zastygła w bezruchu. Przed sobą miała wilkołaka, który wyraźnie miał ochotę urządzić sobie z nich przekąskę.
  Trójka Gryfonów na szczęście wróciła do zamku zanim to wszystko się zaczęło. Był to naprawdę straszny widok.
  Snape wziął McGonagall na ręce i zaczął lewitować. Tuż pod ich stopami stał wilkołak i tylko czekał aż któreś spadnie. Mistrz Eliksirów zaczął tracić siły, a Minerwa nie mogła dać rady sama zacząć lewitować. Gdy prawie udało jej się rzucić na siebie zaklęcie lewitujące, jej nogi wyślizgnęły się i dyndała nad wilkołakiem przytrzymywana tylko za ramiona prze Severusa. Wiedziała, że on tak długo nie pociągnie i wrzasnęła na całe gardło celując w siebie różdżką:
-Wingardium Leviosa!
  Zaczęła lewitować tuż obok Snape'a, który uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Co prawda był silny, ale Minerwa nie była nastolatką i trochę już ważyła (nie to, że była gruba czy coś). Lewitowali tak przez około pół godziny, do czasu kiedy wilkołak się znudził.
  -Dziękuje, Severusie - powiedziała Minerwa z wdzięcznością w oczach - ocaliłeś mi życie...
-Nie ma sprawy - Snape trochę się zmieszał co było do niego nie podobne - zrobiłabyś dla mnie to samo. -Pewnie tak, co nie zmienia faktu, że jestem ci winna przysługę.
-Może powinniśmy już wracać do zamku? - spytał Nietoperz czując wypieki na twarzy, które próbował zamaskować.
  McGonagall zgodziła się bez oporów i już po chwili szła przez las z dziarską miną, ponieważ zaczęło świtać i nie mieli się już czego bać. Poszli w stronę zamku by zdać raport Dumbledore'owi i Ministrowi. To była taka pokręcona noc.
  Jak na złość gdy tylko doszli do zamku okazało się, że już pora śniadania i nie będą mieli czasu na choćby odrobinę wypoczynku. Ich nieobecność na śniadaniu mogłaby sprawić im nieco kłopotu. Zapewne wielu uczniów pytałoby się co się stało, a oni nie mogliby na te pytania odpowiadać zgodnie z prawdą.
  
  Tymczasem w zamku...
  -Co wy o tym wszystkim sądzicie? -spytał Ron nadal zszokowany sytuacją z lasu - Jak myślicie co oni tam robili?
-Och Ron! - parsknęła Hermiona - Wysil te swoje szare komórki i zacznij łączyć fakty! Weasley miał właśnie odpowiedzieć jakąś ripostą, ale przerwał mu Harry wiedząc, że może się z tego zrodzić głupia wymiana zdań (czyt. kłótnia). -Tak, tak wiemy, że pilnowali tych maskotek, -wtrącił Potter- szkoda tylko, że nie wiemy czemu i po co one tu były?
-Musimy ustalić o co im chodziło, a tak w w ogóle to powinniśmy iść na śniadanie. - dodał Ron i razem ze woimi przyjaciółmi poszedł do Wielkiej Sali. Nie rozmawiali z Malfoyem od wczorajszego poranka i jak zauważyli nie było go na dzisiejszym śniadaniu. Przestraszeni tym faktem udali się na poszukiwanie kolegi. Przeszukali prawie cały zamek, ale go nie znaleźli.
  Jedynym miejscem, w którym nie szuakli był pokój życzeń. Problem w tym, że jeśli Draco z niego korzystał dostanie się tam graniczyło z cudem. Nie mieli pojęcia o co może chodzić, ale poczuli, że to może przez to, że się od niego odsunęli i nie wtajemniczali w swoje plany. Wszystko zaczęło się komplikować. Czekali pod pokojem pół godziny. Na szczęście zabarali z Wielkiej Sali trochę prowiantu, bo dzień bez śniadania mógłby skutkować wizytą u pani Pomfrey co nie było dla nich miłe. Zwłaszcza dla Hermiony, która nie odpuściłaby żadnej lekcji na której mogła być.

Wieczorem w lochach...

  Minerwa zapukała nieśmiało do drzwi i po chwili wkroczyła do pomieszczenia w pięknej morskiej skutki. Jej krój był doskonale dobrany. We włosy wpięła spinkę z niebieskim kwiatem lotosu. Bardzo się starała żeby nie wyjść na strojnisie, a jednocześnie chciała się spodobać Severusowi.

  Snape był oszołomiony jej wyglądem. Sam też starał się wyglądać inaczej niż na co dzień. Jego włosy jak zwykle błyszczały, ale dzisiejszego dnia było to spowodowane nie przetłuszczeniem włosów, lecz lakierem, który pobłyskiwał w jego włosach. Specjalnie umył włosy dwa razy szamponem o zapachu białych lilii, bo gdzieś przeczytał, że to najnowszy trend wśród mężczyzn. W jego ubiorze też pojawiły się zmiany. Zamiast swoich wiecznie czarnych szat założył czarne jeansy i koszulke, która go odmładzała. Jedynie jego nos pozwalał sądzić, że nie jest to młokos, który dopiero co skończył Hogwart.
  -Czy można? - spytał nauczyciel eliksirów wyciągając rękę po bolerko McGonagall. Odebrał je od niej ostrożnie i zawiesił na wieszaku. W pokoju na stoliku stały dwie kawy i ciasteczka. Wszakże zaprosił ją na kawę więc nie wypadało robić kolacji z szampanem itd. Na to przyjdzie jeszcze pora.
  Usiedli i zaczęli wcinać ciasteczka popijając kawą. Plotkowali o wszystkim i o niczym. Było im po prostu dobrze w swoim towarzystwie. W trakcie rozmowy Minerwa drgnęła lekko, niedostrzegalnie. Trzeba przyznać, że w lochach było bardzo zimno. Snape zauważył to i zaproponował, aby przenieśli się przed kominek. Ogień trzaskał wesoło, a oni siedzieli przytuleni do siebie i wpatrywali się w ogień. Płomienie rozgrzały nie tylko ich zmarznięte ręce. Ich serca zaczęły mocniej bić i wtedy po raz pierwszy się pocałowali...

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział V Tajemnice się ujawniają

  Trójka najlepszych przyjaciół szła na lekcje w zielarni z panią Sprout, gdy znowu zauważyli coś dziwnego. Profesor Snape udał się w stronę cieplarni i zapytał panią Sprout o jakąś roślinę potrzebną do eliksiru. Na szczęście Hermiona znała jego zastosowanie.
-Ten eliksir powoduje, że zwierzęta i inne stworzenia nie wyczuwają zapachu osoby, która napije się tego eliksiru - powiedziała Hermiona coraz szybciej każde słowo - a to oznacza, że Snape gdzieś idzie!
-Nie wierzę, nie dość, że McGonagall się dziwnie zachowuje to jeszcze Snape - mruknął zniecierpliwiony Harry - musimy się dowiedzieć o co im chodzi.
  Nauczycielka Zielarstwa usłyszała ich ostatnie słowa i powiedziała:
-Dowiecie się później, a teraz wchodźcie do cieplarni, bo ciepło ucieka - zadowolona swoim żarcikiem dorzuciła jeszcze - Tylko migiem!
  Mieli przesadzać Mandragory, ponieważ profesor Sprout stwierdziła, że po dwóch latach większość zapomniała jak to się robi. Ron już chciał protestować kiedy znów wydarzyło się coś dziwnego.
  Gdzieś w pobliżu skraju Zakazanego Lasu błysnął zielony kapelusz, który zniknął tak szybko jak się pojawił i chyba tylko Harry to zauważył i pokazał przyjaciołom.
-Co to było? - spytała Hermiona - I jakim cudem znajdowało się tak blisko błoni?
-Cokolwiek to było musimy się dowiedzieć co to - odpowiedział Harry i nagle w głowie zaświtał mu pewien pomysł. - Słuchajcie może Snape i McGonagall chcą się dowiedzieć co to. Musimy ich śledzić.
-OK - odpowiedział Ron, który też coś zaczynał rozumieć - Mówimy Malfoyowi?
-Oczywiście, że nie! - krzyknęła Hermiona - Jeszcze nic konkretnego nie wiemy, a co jeśli on komuś wygada? Nie mamy o nim aż tak rozległej wiedzy.
  Zaczęli działać już o dziewiętnastej. Ron zauważył  coś niepokojącego, a mianowicie McGonagall rozglądającą  się czy nikt jej nie widzi. Wychodziło jej to dość nieudolnie, bo nie zauważyła Rona i poszła przed siebie z pewną już miną. Ruszyła prosto na błonia.
  Po chwili cała trójka Gryfonów pod peleryną niewidką biegła w stronę Sali Wyjściowej ( albo Wejściowej, szczerze nie pamiętam. :D ). Mieli wypieki na twarzy. Udało im się. McGonagall wyraźnie na kogoś czekała. Jak się domyślali na Snape'a.
  Ich instynkt nie zawiódł ich, bo po nie całych pięciu minutach profesor eliksirów pojawił się. Był nieco mniej opanowany niż zwykle, ale jego maska tajemniczości skutkowała.
-Nikogo nie było? - warknął nieprzyjemnie ja to zwykle jest w jego stylu.
-Och, nie, nie musisz się przejmować, że ktoś nas razem zobaczy- odgryzła się McGonagall, co widocznie sprawiło jej radość, no może nie tak bardzo widocznie, bo Snape tego nie zauważył. Przynajmniej zdawało się, że tego nie zauważył.
  Udali się w stronę Zakazanego Lasu. Chcieli mieć to już wszystko za sobą, i to cała piątka.
  Nauczyciele szli przed siebie bardzo szybko, co utrudniało szpiegującym ich Gryfonom ciche poruszanie. Jakoś im to się udało, bo nikt nie spojrzał w ich stronę. No, może poza komarami itp.
  Po mniej więcej godzinie wędrówki dotarli do obozowiska maskotek. Gryfoni musieli zakryć twarze dłonią, aby nie usłyszeli ich okrzyku zdumienia. Co tu robią leprokonusy i wile?
  Sanpe trzymał różdżkę w pogotowiu i czujnie obserwował cały las. McGonagall była tym widocznie zirytowana.
-Możesz już skończyć te szopkę? - burknęła - Jesteśmy tu sami, Severusie, sami! Jeśli nie liczyć tych całych maskotek. A po za tym przecież jesteś tak wysportowany, że chyba dałbyś radę skoczyć i pokonać coś co by się nam pokazało.
  Chwileczkę! Czy oni dobrze słyszeli?! Ich opiekunka zarywa do Śmiercierusa? To było takie nienaturalne! Ich mentorka i wróg mają się ku sobie? Czy to są kpiny? Próbowali się uspokoić, a wtedy stało się coś jeszcze dziwniejszego. Snape szepnął coś na ucho McGonagall, a ona się zarumieniła i zachichotała jak nastolatka.
________________________________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero teraz, nie wiem czemu, ale cały czas zapominam żeby tu wejść i napisać ten rozdział. Postaram się dodawać coś dla was częściej i rozkręcić te akcje. Niedługo pojawi się nowa parka... choć może poczekam z nią trochę. :> Piszcie czy chcecie już nową parę, a potem akcje dzieloną na trzy, czyli trzy sceny odgrywające się w tym samym czasie, ale z innymi parami i trójką, lub czwórką przyjaciół. ^.^

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział IV Niemożliwe staje się możliwe

  Gdy Ron zobaczył swój plan zajęć aż jęknął. Mieli Transmutacje z McGonagall, dwugodzinne Eliksiry ze Snapem, Zielarstwo ze Sprout i Astronomię z prof. Sinistrą!
  -Co tam u was? - zapytał Draco - Jakie macie lekcje? Ja mam całkiem spoko. Sam luz.
-My mamy odwrotnie - burknął Harry. - Musieli nam dowalić najcięższe lekcje na jeden dzień.
- Uuu... aż tak źle? - spytał Malfoy współczująco.
-Gorzej niż myślisz...
-Ej! - odezwała się Hermiona, która do tej pory przysłuchiwała się tej wymianie zdań z lekką kpiną. -To nie są takie ciężkie lekcje jak się ich uczysz!
-Hermiono - przerwał jej Harry stanowczym głosem - my się uczymy, ale nie wychodzi nam tak dobrze jak tobie. Jesteś najmądrzejszą uczennicą Hogwartu!
  Gdy Hermiona chciała odeprzeć ten atak ze strony Harry'ego zadzwonił dzwonek i musieli iść na Transmutację. Cała czwórka wstała i ruszyli na swoje lekcje. Trójka Gryfonów na lekcje ze swoją opiekunką, a Ślizgon na ONMS z Hagridem, którego ostatnio bardzo polubił.
  Gdy zasiedli w klasie zapanowała kompletna cisza. Profesor McGonagall odrobinę się spóźniła. Była dość roztargniona, co do niej nie pasowało...
-Harry rozdaj myszy - poleciła. - Będziemy dziś zamieniać mysz w chomika. Zaklęcie znacie. Wszystko jest objaśnione na stronie 118. Ja muszę na chwilę wyjść.
  Wszyscy ze zdziwienia otworzyli buzie, lecz szybko je zamknęli. Wszyscy wyczuli w zachowaniu profesorki jakąś zmianę. Zawsze pokazywała im jak mają rzucić zaklęcie. Podawała jego formułę dla przypomnienia. I co najważniejsze nigdy ni wychodziła gdzieś, chyba, że miała sprawę do Dumbledore'a i byłą to sprawa najwyższej wagi. A dziś tak po prostu powiedziała, że wychodzi.
  Kazała im usiąść przy stolikach po trzy osoby. Harry, Ron i Hermiona naturalnie siedzieli razem. Gdy McGonagall upewniła się, że każdy ma wyjętą różdżkę, otworzony podręcznik i mysz na stoliku wyszła z klasy.
  Cała klasa rozmawiała przyciszonymi głosami o zachowaniu opiekunki. Rzucanie zaklęć prawie nikomu nie wychodziło. Udało się tylko Hermionie i Harry'emu. Rozmawiali przyciszonymi głosami podczas gdy ROn rzucał zaklęcia na nieszczęsną mysz.
  Tymczasem w lochach:
-Otwórzcie na 105 stronie i uwarzcie eliksir słodkiego snu, tymczasem ja muszę wyjść - głos Snape'a był nieco dziwny.
  Wyszedł z lochów i udał się do pokoju życzeń, tego samego, w którym znajdowała się czekająca na niego McGonagall...
  Po pięciu minutach był na miejscu. Minerwa czekała na niego. Musieli skończyć swoją rozmowę.
-Severusie, przecież musimy znaleźć inny sposób!
-A masz jakiś pomysł? Musimy iść tam razem, dzisiaj w nocy - odparł sucho Snape ciesząc się duszy. -Niestety musisz spędzić tą jedną noc w moim towarzystwie.
-Oj, nie bądź taki Severusie - odpowiedziała McGonagall również w skrytości ducha ucieszona całą sprawą. - Mam nadzieję, że nie spotkamy wilkołaków.
  Właśnie dlatego ich wyjście do Zakazanego Lasu było niebezpieczne. Tej nocy była pełnia księżyca i istniało wielkie zagrożenie. Dwójka nauczycieli musiała tam pójść z pewnego delikatnego powodu. Po Mistrzostwach Świata w Quidichu zostały tam maskotki obu drużyn. Ich zadaniem była opieka nad nimi. Nikt nie miał o tym wiedzieć. Jedynie oni, Dumbledore i Ministerstwo.
  Nauczyciele cieszyli się na tą misję, bowiem każde od dawna postrzegało w drugim swoją połówkę. Nigdy jednak nie starczyło im odwagi by powiedzieć to na głos;bali się reakcji osoby którą kochali.


_________________________________________________________________________________

Taka informacja: Pisałam na fb, że powstanie tu kilka oryginalnych parringów. Może nie oryginalnych, ale po prostu nie spotykanych. To jest właśnie pierwszy z nich. Mam nadzieje, że się spodoba. To opowiadanie będzie naprawdę długie. I mam do was prośbę, komentujcie posty. Możecie pisać co wam się podoba, a co nie. Bardzo zależy mi na waszej opinii. To tyle ode mnie. Następny rozdział niedługo, bo mam ferie i dużo czasu na pisanie. :>

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział III Niebezpieczeństwo czeka na każdym kroku

  - Co z nim?
-Spokojnie Harry, pani Pomfrey sobie poradzi -  Hermiona uspokajała Harry'ego i przy okazji siebie.
  Draco był sam na sam w skrzydle szpitalnym z panią Pomfrey od pół godziny. Dopiero co postanowili się z nim zaprzyjaźnić, a już czekał ich strach o jego zdrowie.
  Po kwadransie wyszła pani Poppy zdziwiona tym, że jeszcze czekali. Okazało się, że Draco może stracić wzrok, choć jest na to tylko  5% szans bali się o niego. Pozwolono im wejść i go zobaczyć.
  -Kto tam? - zapytał Malfoy, który wciąż nie widział.
-Spokojnie, to tylko my - odpowiedziała Hermiona  ze łzami w oczach.
-Wy tu nadal jesteście? Dlaczego zostaliście?
-Nie zostawimy nigdy, przenigdy przyjaciela w potrzebie - powiedział Harry - to dlatego jesteśmy Gryfonami.
- Draco uwierzyliśmy ci i przebaczyliśmy, nie mogliśmy cię tak po prostu zostawić. To nie w naszym stylu - dodał Ron.
- Jesteście kochani! Nigdy nie podejrzewałem, że będę się z wami przyjaźnił - w jego chorych oczach pojawiły się łzy i możliwe, że to właśnie dzięki nim odzyskał wzrok. - Ja widzę! Ja znowu widzę!
 W tym momencie to w oczach Gryfonów pojawiły się łzy, były to łzy szczęścia. Tak bardzo się cieszyli, bo czuli się winni tego co się stało, przecież gdyby nie zabrali go do biblioteki może nie trzeba by było tyle na to czekać.
  Pani Pomfrey zarządziła, że nie wypuści Malfoya aż do jutra po południu, bo musi zrobić mu badania. Zgodzili się i obiecali, że będą go odwiedzać.
  Gdy wychodzili ze skrzydła szpitalnego na zegarze wybiła dziewiętnasta, czyli pora na kolację. Ruszyli więc w stronę Wielkiej Sali, gdzie uświadomili sobie jak bardzo byli głodni. Postanowili, że najedzą się do syta.
  - Potter! - usłyszeli za sobą głos McGonagall - Przyjdź do mojego gabinetu jutro przed lekcjami, zrozumiałeś?
- Tak, pani profesor - odparł Harry i zaczął zastanawiać się, o co to jej może chodzić. O to samo spytała Hermiona.
- Jak sądzisz, o co jej chodziło?
- Sam się zastanawiam - burknął Harry.
  Na kolacji nie działo się nic szczególnego, gdy już mieli wychodzić Harry zaproponował żeby przemycić Malfoy'owi jakieś jedzenia, bo w szpitalu nie dadzą mu tego samego co tu na kolacji.
  Zrobili jak mówił Harry i już w następnej chwili byli w drodze do skrzydła szpitalnego. Wpadli tam jak burza i zobaczyli jak Draco wygania Pansy, która się do niego kleiła. Z wrażenia zaniemówili.
  - Ooo... cześć - powiedział zmieszany Malfoy - jak mówiliście, że będziecie mnie odwiedzać nie myślałem, że tak często. A ty - zwrócił się do Pansy - możesz już sobie iść.
  Parkinson wyszła, łypiąc groźnie na Gryfonów, nie widząc jak Malfoy wznosie oczy ku niebu i teatralnie podnosi ręce do góry. Dopiero gdy sobie poszła Harry przypomniał sobie po co tu przyszli więc co prędzej dał Draconowi paszteciki.
- Masz, jedz. Na pewno nie dała ci nic poza prochami.
- Dzięki, mówiłem wam już, że jesteście kochani?
- Tak! - odpowiedzieli wspólnie, śmiejąc się.





czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział II Powitalna uczta i lekcja z Draconem

Kiedy wszystkie domy znajdowały się w Wielkiej Sali profesor McGonagall przyniosła stołek i Tiarę Przydziału. Przestraszone pierwszoroczniaki rozglądały się we wszystkie strony i bały swego losu.
  Opiekunka Gryffindoru ustawiła stołek na środku, wyjęła zwój pergaminu i oznajmiła:
-Kiedy usłyszycie swoje imię i nazwisko wystąpcie... Abbot Tom ( wymyśliłam, że Hanna Abbot będzie miała brata).
-Hmm... - zamruczała stara Tiara Gryffindora - Hufflepuff!
Zadowolony Tom usiadł obok siostry i nie słuchał dalej przydziału. Harry, Ron i Hermiona też nie słuchali. Zwracali uwagę tylko, gdy przydzielono kogoś do Gryffindoru. Jak na razie przydzielono dwadzieścia nowych osób i chyba na tym koniec, bo McGonagall zwinęła listę.
  -Witajcie w nowym roku w Hogwarcie! - zabrzmiał dźwięczny głos dyrektora Hogwartu, a wszyscy odwrócili twarze w jego kierunku nie spodziewając się tak szybkiego przebiegu przydziału - Uczniowie pierwszego roku muszą wiedzieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony, niektórzy uczniowie ze starszych klas też niech o tym pamiętają. Pan woźny Filch, prosił o przypomnienie regulaminu. Musicie pamiętać, że zakazane jest wałęsanie się po zamku w godzinach wieczornych. Uczniowie pierwszego roku nie mogą posiadać mioteł co zostało sprawdzone. Jeśli będziecie próbowali przemycić tu miotłę zostanie wam odebrana, a za złamanie regulaminu wasz domu ucierpi z powodu utraty 100 punktów. Dokładniejszy regulamin znajduje się na drzwiach gabinetu pana Filcha. Informacje odnośnie drużyn Quidicha znajdziecie w odpowiednim czasie na tablicy ogłoszeń w pokoju wspólnym waszego domu. W tym roku w Hogwarcie odbędzie się niecodzienne zdarzenie, w tym roku w naszej szkole odbędzie się Turniej Trójmagiczny. Więcej informacji uzyskacie w odpowiednim czasie. Myślę, że toby było na tyle. A teraz pałaszujcie!
  Wszyscy rzucili się łapczywie na półmiski wypełnione samymi pysznościami. Jedli śmiejąc się i popijając sok z dyni. Za moment na stołach pojawiły się desery. chyba ulubiona część każdej uczty w Hogwarcie.
  Kiedy skończyli jeść Dumbledore odesłał ich do dormitoriów. Mieli dostać plany lekcji następnego dnia przy śniadaniu.
  Gdy musieli iść do dormitorium robili to z ociąganiem. Byli zmęczeni tym wszystkim, ale nie pchali się do łóżek, woleli iść spokojnie, niemalże po ślimaczemu. Harry, Ron i Hermiona dotarli do pokoju wspólnego po kwadransie. Większości zajęło to dziesięć minut, ale co tu dużo mówić, zwyczajnie im się nie chciało chodzić.
  W dormitorium nie rozmawiali ze sobą, od razu położyli się spać i usnęli z taką łatwością, z jaką zasypia niemowlę. Spali, ale nie śniło im się nic. Z Hermioną było tak samo.
  Następny dzień rozpoczęli wypoczęci. Ustalili, że spotkają się z Hermioną w pokoju wspólnym i razem zejdą na śniadanie. Okazało się, że chłopcy wyprzedzili Hermionę i czekali na nią około pięciu minut.
  Zjedli śniadanie w świetnym humorze. Zepsuło go to co zobaczyli chwilę później;mieli lekcję eliksirów ze Ślizgonami, i to w dodatku dwugodzinną. Zaczynały się za pół godziny, czyli były pierwsze. Jak oni nie lubili tych lekcji! Nie dość, że fatalny nauczyciel, to do tego fatalne towarzystwo.
  Po chwili zauważyli jednaj jeden plus w tej całej sytuacji, mieli okazję, by poobserwować zachowanie Malfoya. Nie widzieli go od przyjazdu do Hogwartu. Mieli doskonałą okazję do przekonania się o co tak naprawdę chodzi z przeprosinami.
  Eliksiry zaczęły się o dziewiątej. Snape jak to zwykle on, chciał odjąć Gryffindorowi punkty za nie wiedzę, ale wszyscy się już tego spodziewali, dlatego błysnęli intelektem. Snape'owi nie udało się. Postanowił podobierać ich w pary i kazać przygotowywać razem eliksiry.
- Draco będzie w parze z Granger, Potter z Weasleyem... nie ciesz się tak Weasley... on nic nie umie. Reszta podobierać się sami.
  Podobierali się zgodnie z instrukcjami i usiedli przy stolikach. Draco był dziwnie łagodny. Nie przezwał Hermiony i nie prychnął jak zwykle kiedy go do niej przydzielili, wydawało się, że nawet się z tego cieszył. Snape kazał im przyrządzić odtrutkę na eliksir słabej widoczności, postanowił też, że jedna osoba z pary będzie musiała wypić eliksir i odtrutkę przyrządzoną z partnerem. Mieli półtorej godziny na zrobienie odtrutki, pozostały czas miał zostać na próbowanie odtrutek
  Gdy Harry i Ron zaczęli widzieć, że im wychodzi ucieszyli się i zrobili cały eliksir poprawnie, co u nich graniczyło z cudem. Draco i Hermiona byli na końcowym etapie, pod sam koniec Draco dodał za dużo smoczych łusek przez co eliksir stracił całą swą wartość. Byli załamani.
- Przepraszam - szepnął Draco - nie chciałem, ja to wypiję.
Hermiona zaskoczona tym  jak to się potoczyło zamknęła swoją książkę i powiedziała, że nie musi, ale on był uparty.
  -Dobrze, teraz niech eliksir wypije Granger - powiedział Snape swoim jadowitym tonem.
-Nie! Panie profesorze, ja zepsułem odtrutkę, ja muszę to wypić.
- Dobrze - Snape był zdezorientowany - niech będzie, pij.
  Draco wypił i po chwili jego oczy zaszła mgła, nie widział nic. Snape czym prędzej podał mu odtrutkę. Nie zadziałała, co było oczywiste. Siedział tak, nic nie widząc.Wszyscy wypili eliksiry, u wszystkich zadziałały. Snape kazał Malfoyowi i Hermionie spotkać się i razem zrobić nową odtruktkę.
  Hermiona pomogła Malfoyowi wyjść z klasy, podtrzymywał się na jej ramieniu. Po chwili pomogli im Ron i Harry. Cała trójka uwierzyła w to co słyszała w pociągu. Zabrali go ze sobą do biblioteki i tam z nim porozmawiali.
- Słuchaj, nic ci nie jest? - spytała nieśmiało Hermiona.
- Nie, tylko nic nie widzę i boli mnie głowa - uśmiechnął się słabo w pocieszeniu.
- Draco, wierzę ci w to, że się zmieniłeś, ale musisz złożyć wieczystą przysięgę, że nie będziesz nas przezywał i obrażał - wypalił Harry nie zastanawiając się długo.
- Dobrze, ale może jak odzyskam wzrok - powiedział łamiącym się ze zmęczenia głosem.
  Harry przeraził się jego głosem i postanowił go zabrać do skrzydła szpitalnego. Udali się więc tam w pośpiechu.
 

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział I Przystanek Hogwart

  Ginny, pospiesz się! Nie zdążymy przez ciebie na pociąg!- krzyczała zirytowana pani Weasley co rusz postukując palcem wskazującym na zegarek. - Czemu nie spakowałaś się wczoraj, jak wszyscy inni?!
  Ginny nie mogła jej zdradzić, dlaczego tak się stało. Była tak przejęta, bo  po raz pierwszy była na randce z Harrym. Nie mogła jej przecież powiedzieć, że pół nocy siedziała z chłopakiem na poddaszu, w towarzystwie ghula. Starała się więc czym prędzej upchnąć całą swoją garderobę do kufra. Po pięciu minutach harówki udało jej się spakować. Zdyszana dołączyła do pozostałych i ruszyła z nimi do samochodu pana Weasley'a.
  -Nadal nie rozumiem jak można być tak nieodpowiedzialnym. Za kwadrans pociąg odjeżdża z peronu. Co wy wszyscy zrobicie, jeśli nie zdążymy?
  Oczywiście, jak to u chłopaków bywa Ronowi i Harry'emu przyszedł ten sam komiczny dojazd do Hogwartu, a mianowicie lot na miotłach.
  Była z nimi Hermiona, która przyjechała do Nory n wakacje i jakby przeczuwając co chłopcy mają zamiar zrobić, zaczęła pospieszać Pana Weasleya. Jej niepokój udzielił się też Ginny, ale ona bała się odezwać, bo to przecież przez nią się tak spóźnili.
 Kiedy wybiła jedenasta wszyscy siedzieli już w przedziałach zmęczeni biegiem na peron.
 W jednym przedziale siedzieli Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Luna i Neville. W drugim Fred i George testowali różne magiczne dowcipy z Lee Jordanem..
  Natomiast w trzecim przedziale od wejścia siedział Draco Malfoy, sam, bez swoich goryli Crabbe'e i Goyle'a, bez tej przeklętej Pansy, dziewczyny o twarzy mopsa. Był sam nie bez powodu. Przygniatał go natłok myśli i starał się je wszystkie poukładać. Jego koledzy na pewno by mu nie pomogli. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nie ma nikogo, z kim mógłby naprawdę szczerze porozmawiać. Zrozumiał, że w Hogwarcie jest sam jak palec, nie miał tam nikogo z kim mógłby dzielić swe zgryzoty, a miał ich sporo.
  Dracona najbardziej dręczyło to, że miał wielki ciężar jakim było szaleństwo jego ojca na punkcie statusu krwi. Od małego wpajano mu, że czysta krew czyni go lepszego od innych. Właśnie to przyczyniło się w największym stopniu do jego samotności. On gardził ludźmi bez statusu czystej krwi, przez co oni i ich znajomi odpłacali mu się tym samy. Gardzili nim, pomiatali. Postanowił zmienić swoje nastawienie, a swoją samotność zamienić w przyjaźń. Zaczął od razu.
  W pierwszym przedziale było bardzo gwarnie i wesoło, gdyż wszyscy świetnie się czuli w swoim towarzystwie. Ginny i Luna zamieniały się poszczególnymi częściami garderoby. Neville i Ron grali w szachy, a Harry z Hermioną rzucali najróżniejsze zaklęcia n a wszystko co znajdowało się w przedziale. Oczywiście poza ich przyjaciółmi.. I właśnie wtedy, w najmniej spodziewanym momencie do przedziału wpadł Draco.
  W całym przedziale zrobiło się cicho, było słychać tylko ciche pohukiwanie Hedwigi. Wszyscy byli bardzo zdziwieni faktem, że przy Draco nie było Crabbe'a i Goyle'a. Zwykle byli nierozłączni niczym dwie papużki, które wychowywały się w jednej klatce.
  Jako pierwszy głos odzyskał Harry.
-Malfoy, ile razy mówiliśmy ci, żebyś przestał przychodzić do naszego przedziału w trakcie drogi do Hogwartu i z powrotem? Nie rozumiesz, że mamy dość tego, że nas przezywasz?
-J-ja chciałem was przeprosić, - powiedział cichym, łamiącym się głosem Draco - wiem, że nie traktowałem was dobrze, zamieniałem się w swojego ojca. Dzisiaj zrozumiałem jak bardzo was krzywdziłem. Chcę was prosić o wybaczenie, choć wątpię byście mi wybaczyli po tym wszystkim...
  Szybko wyszedł z przedziału, w którym na powrót zapanowała cisza. Wszyscy siedzieli zdziwieni tym co usłyszeli, ale oczywiście Ron i Harry musieli zacząć awanturę.
-Co on sobie myśli?! - wrzeszczał Ron - Tyle lat byliśmy wrogami ( 3 lata to przecież tak długo...) i on ma czelność prosić nas o przebaczenie?
- Myśli, że go przygarniemy, a kiedy nie będziemy patrzeć walnie nas jakimś zaklęciem i zrzuci winę na kogoś innego! - Harry był równie oburzony co jego przyjaciel, zauważył, że Luna i Neville zastanawiają się w skupieniu, a Hermiona i Ginny są opanowane.
  Hermiona wszystko przemyślała sensownie, a Ginny, która nie mało czau spędziła w jej towarzystwie również rozważyła wszystko rozważnie w bardzo krótkim czasie. Hermiona postanowiła przedstawić pozostałym jej tok myślenia.
- Zauważyliście jakim głosem on mówił? Głos łamał mu się, był smutny. Nie potrafił spojrzeć nam w oczy, a kiedy się odważył nie było w nich szyderstwa, był czysty smutek. Może on naprawdę się zmienił? Weźcie też taką możliwość pod uwagę.
- Będziemy go obserwować, musimy zobaczyć jak się zachowuje. Czy tylko dla nas był taki miły i powiedział przepraszam. - Ginny postanowiła wesprzeć słowa Hermiony - Jeśli będzie nadal tym wrednym szydercą nie będziemy zwracać uwagi na to co tu zaszło... A teraz może lepiej się ubierzmy, widzę już Hogsmeade.
  Rzeczywiście w oddali było już widać malutkie domki, gospody i sklepy. Całe miasteczko pogrążone było w ciszy. Nie można było tego powiedzieć o pociągu. Wszyscy się przebierali.
 Ginny założyła szatę Gryffindoru, a na prawym policzku zrobiła sobie tatuaż z lwem wychodzącym z płomieni, jeszcze w Norze sprawdziła czy jest to zgodne z regulaminem, kiedy okazało się, że tak pstanowiła go zabrać i zrobić w drodze. W tym połączeniu wyglądała jeszcze ładniej niż zwykle. Kiedy wszyscy się przebrali pociąg zaczął zwalniać i powoli stanął. Wyszli wszyscy i tak jak siedzieli w przedziale usiedli w powozie, który ciągnęły cztery piękne - jeśli tak można o nich powiedzieć - testrale.
  Jak zauważyli Malfoy siedział z jakimiś wyjątkowymi niezdarami z Hufflepuffu. Zdziwili się, ale nie zastanawiali się długo, bo powóz zaczął już jechać ku zamkowi. Po około pół godziny dotarli na miejsce.
  Hogwart był dla wszystkich piękny, jak zawsze. Po drodze kilka osób skomentowało tatuaż Ginny, wszyscy uważali, że wygląda zjawiskowo zwłaszcza Harry, który prawił jej komplementy przy każdej nadarzającej się okazji.
 Przestąpili próg Hogwartu i zniknęli z profesor McGonagall w jego wnętrzu.


Mam nadzieję, że się podobało. Zapraszam do komentowania. ;)