środa, 24 lipca 2013

Rozdział XI Brutalna rzeczywistość

  To wszystko co działo się w ostatnim czasie było według Harry'ego tak piękne, że prawie niemożliwe. Zastanawiał się jak długo jego szczęście może trwać. Okazało się bowiem, że nie tak długo jak mogło się wydawać.
  Tydzień po pierwszym zadaniu Harry został wezwany do gabinetu profesor McGonagall. Powiedziała mu, że ma nieustannie ćwiczyć latanie na miotle. Bardzo chciała by drużyna Gryfonów wygrała Puchar Quiditcha. Jednakże powiedziała, że musi się też zajmować drugim zadaniem. Oczywiście musiał to ze sobą pogodzić.
  W jego planie pojawiła się masa treningów jednak potrafił znaleźć czas na rozwiązywanie zagadki złotego jaja. Do tego wszystkiego dochodziły lekcje. Nie miał praktycznie wcale czasu wolnego. Bał się trochę, że Ginny może poczuć się zaniedbana i go zostawić.
  Znów miał masę problemów. Właściwie to był już do nich przyzwyczajony. Po tylu latach użerania się z tym piekielnym Voldemortem miał mnóstwo okazji by czuć się jak teraz.
   Zakładał szatę do Quidditcha w barwach Gryfonów. Zostały mu już tylko ochraniacze i mógł wychodzić na boisko razem z resztą drużyny z Domu Lwa. Cieszył się, że będzie mógł polatać, to zawsze go trochę odprężało.
  Stanęli na boisku obserwując wychodzących z drugiego końca boiska Ślizonów. Każde z nich zastanawiało się co oni tam robili. Zapewne znowu Snape dał im pozwolenie na trening.
  Kiedy jednak pokazali im dokument pod spodem widniał podpis ich opiekunki Minerwy McGonagall. Wszyscy po kolei jak tylko to przeczytali zaczęli krzyczeć z oburzenia. Nikt nie rozumiał o co chodzi. To było takie nienaturalne. Tak bardzo chciała żeby Gryfoni  wygrali, a dała podpis drużynie ze Slytherinu!
  Drużyna Lwa poszła do swojej opiekunki zapytać czy dała pozwolenie Ślizgonom. Oczywiście okazało się, że rzucili jakiś durny czar, który podrobił podpis. Mieli tego serdecznie dosyć. Musieli uganiać się z tymi głupi Ślizgonami, jednak teraz mieli przynajmniej pocieszenie. McGonagall odejmie im punkty.
  Poszli z profesorką na boisko zirytowani tak bardzo jak tylko to jest możliwe. Stanęli twarzą w twarz z drużyną w zielonych szatach i z uśmieszkami satysfakcji zobaczyli jak dostają szlaban, a ich dom traci 30 punktów od każdego z nich. Jakie to były piękne słowa z ust ich nauczycielki transmutacji, gdy karała ich wrogów.
  Kiedy już skończyła się ta cała maskarada z idiotami z lochów wreszcie mogli polatać. Ćwiczyli więc manewr Wrońskiego i inne przydatne w Quidditchu sztuczki. Angelina wypuściła w pewnym momencie znicz i wtedy zaczęły dziać się ciekawe rzeczy.
  Harry wodził wzrokiem w poszukiwaniu złotej piłeczki ze skrzydełkami. Wiedział jaka jest szybka, ale tyle razy udało mu się ją złapać... w końcu to nic trudnego, ale kiedy udało mu wypatrzeć znicz, nie mógł podlecieć do niego prosto. Zaczął lecieć slalomem, jakby był pijany, a potem wyciągając ręce w rozpaczliwym staraniu złapania złotej piłki uderzył Alicję w bok, tak, że prawie spadła z miotły. Na szczęście udało mu się zapanować nad jego "kawałkiem drewna".
  Okazało się oczywiście, że to sprawka Ślizgonów. Jeden z tych małych, oślizgłych Wężyków  schował się w niewidocznym z góry boisku i gapił się na Harry'ego szepcząc jakieś łacińskie słowa, które sprawiały, że miotła zachowywała się tak jak on widział to w swojej nienormalnej wyobraźni. Nie był jednak zbytnio inteligentny, bo w końcu go zauważyli.
  Nie chciało im się znowu, tego samego dnia iść do profesorki. W dodatku z powodu Ślizgona. Pomyśleli sobie, że mogą to sami załatwić, ale oczywiście potem. Wykończeni poszli do szatni i przebrali się w zwykłe szkolne szaty.
  Harry poszedł ze swoim złotym jajem do jakiejś cichej, nieużywanej klasy. Chciał się dowiedzieć co go spotka w następnym zadaniu. Był już strasznie zniecierpliwiony ciągłym zastanawianiem się. Niestety kiedy je otworzył znów zaczęły się to okropne wrzaski.
  Zirytowany chłopak zabrał zamknięte uprzednio jajo do swojego dormitorium. Schował je do kufra, po czym przebrał się do spania. Wygodnie ułożył swą głowę na poduszkę pozwalając sobie odpłynąć w świat snów.
  Stał na środku jakiejś nieznanej mu polany. Otaczały go drzewa, przytłaczając tajemnicą jaką skrywały. Słychać było lekki szmer poruszanych na wietrze liści, a w powietrzu unosił się zapach igliwia spoczywającego pod niektórymi z drzew.
  Rozglądał się ciekawie, gdy nagle powietrze zawirowało. Wokół niego pojawiły się postacie w maskach i przypominający nieco węża czarnoksiężnik. Kolana ugięły mu się gdy poczuł ten wszechogarniający ból wydobywający się z jego czaszki. Złapał się za bliznę oddychając płytko. 
  Obudził się zlany potem nadal czując bolesne promieniowanie z blizny. Poszedł do łazienki żeby odświeżyć się nieco, po czym spróbował znów zapaść w sen, jednak tej nocy nie było mu to już dane...



_______________________________________
Heej! 
jest rozdział, nieco krótki, ale następne będą dłuższe. Trochę trudno mi było wrócić do tego opowiadania i pisać wszystko jak dawniej, bo straciłam wątek, ale obiecałam sobie gdy zakładałam tego bloga, że nie poddam się i doprowadzę tę historię do końca. Zaległości jakie sobie narobiłam w blogach, które czytam odrobię jak najszybciej. :D

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział X Powrót węża

  To była środa, dzień przed Turniejem. Draco Malfoy przechadzał się przed Pokojem Wspólnym Gryfonów czekając aż wyjdzie z niego czarnowłosy chłopak z okularami na nosie i blizną na czole. Miał ważną sprawę, zrozumiał jaki błąd popełnił ponownie odsuwając się od niego i wyzywając go. Miał wielką nadzieję, że zarówno Harry jak i jego przyjaciele mu wybaczą.
  Po bardzo długim oczekiwaniu portret Grubej Damy otworzył się a ze środka wyszli Harry z Ginny i Ron, który szedł obok Hermiony. Gdy zobaczyli Malfoya trochę się zdziwili, ale nie przerywali swoich rozmów. Dopiero kiedy stanął przed nimi z miną skruszonego dziecka zatrzymali się.
 -Wiem, że nie powinienem się tak zachować. Niestety stare nawyki pozostają, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. -Ślizgon spojrzał na nich z błagalną miną.
-Możemy ci wybaczyć, ale zostaniesz jedynie naszym przyjacielem takim jak Luna czy Neville, ale do grona najlepszych przyjaciół już nigdy cię nie wpuścimy. Zawiedliśmy się na tobie. Rozumiemy, że może nie potrafisz się tak z dnia na dzień zmienić, ale gdyby naprawdę ci zależało nie wyzywałbyś mnie od kłamców. - Harry wyciągnął do niego rękę- Zostaniesz naszym przyjacielem.
  I wtedy stało się coś naprawdę dziwnego. Dracon uściskał ich ze łzami w oczach. On... płakał, ale były to łzy szczęścia. Dziękował im wszystkim, a zza rogu wyszedł właśnie Severus Snape, który widząc tę wzruszającą scenkę cofnął się z powrotem zapominając zupełnie, że miał oddać podręcznik Gryfonce z drugiego roku, która zapomniała go zabrać po lekcji eliksirów.
  Nauczyciel poszedł do swojego gabinetu, a czwórka Gryfonów i Ślizgon udali się na obiad do Wielkiej Sali po czym udali się do biblioteki poćwiczyć jeszcze trochę do Turnieju Trójmagicznego. O jego umiejętnościach można było się przekonać na ostatnim meczu ze Ślizgonami kiedy to złapał znicza dzięki czemu Dom Lwa wygrał ze Slytherinem 200:0. Jako, że cała drużyna Gryfonów świetnie grała przeciwnicy nie dali rady przerzucić kafla przez pętle, natomiast do ich bramki kafel wpadł aż pięć razy.
  Dom Węża czuł smak porażki jednak nie dawał tego po sobie poznać. Nadal wyzywali wszystkich z Gryffindoru, a  ich zachowanie na korytarzach świadczyło o strasznym nie wychowaniu. Jednak nic nie można było na to poradzić, oni się prawie nigdy nie zmieniają.
  Puchoni i Ślizgoni nadal patrzyli na Harry'ego jak na co najmniej Śmierciożercę. Jedynie Krukoni trochę go żałowali i próbowali pocieszyć, jednak też nie wszyscy. Ale jego to nie obchodziło, był szczęśliwy ze swoją nową dziewczyną.Wiedział już jak pokonać smoka i nie miał zmartwień.
  Choć był taki szczęśliwy tęsknił bardzo za kimś kogo poznał przecież tak nie dawno. Cały czas miał nadzieję, że w końcu oczyszczą Syriusza z zarzutów i będzie mógł z nim mieszkać, rozmawiać o jego rodzicach...
  Zarówno Syriusz jak i Harry wiedzieli co to znaczy mieć ciężkie dzieciństwo. Harry stracił swoich rodziców i był zmuszony mieszkać z wujem, ciotką i ich synem - mugolami. Natomiast Syriusz wychował się w domu Ślizgonów gdzie traktowano go jak największego wyrzutka.
  Ten sam ból, który przeżyli zbliżył ich bardzo. Byli jak bracia, albo jak ojciec i syn. Harry potrzebował miłości, a Syriusz go ją obdarzył. Pokochał go jak własnego syna i został świetnym ojcem chrzestnym, który nie ważne co się stanie - zawsze przybędzie z pomocą...


Na Turnieju:

  W namiocie dla zawodników stał tylko Harry czekając na jego kolej. Wszyscy już pokonali smoka. Teraz tylko sekundy dzieliły go od starcia ze smokiem. Oczekiwał już tylko znaku, po którym będzie mógł wyjść i zmierzyć się z Rogogonem Węgierskim.

  Chwilę później zadźwięczał sygnał obwieszczający jego kolej. Wyszedł więc i chowając się za kamieniem wyciągnął róźdźkę, skupił się na swojej miotle i krzyknął głośno i wyraźnie:
-ACCIO Błyskawica! - wyciągnął rękę i zręcznie złapał swoją ukochaną miotłe. Wskoczył na nią i leciał nie przejmując się niczym.
  Postanowił odwrócić uwagę smoka więc zaczął latać z prawej strony na lewą, z dołu do góry i tak cały czas by odwrócić uwagę smoka.
  Smok wodził za nim wzrokiem próbując go usmażyć swym płomienistym oddechem, ale on się nie dał. Nawet nie zwracał na to uwagę. Po chwili wzbił się wyżej w powietrze. Rogogon również. Harry właśnie na to liczył. Chodziło wszakże o to by odciągnąć jego uwagę od jaj, których pilnował.
  Gryfon poleciał daleko. Poza arenę, a smok za nim. Leciał wokół wieży północnej i wrócił w zachwycającym tempie na arenę, by po chwili trzymać w dłoni smocze jajo. W tym czasie Rogogon był dopiero w połowie drogi do areny.
  Trzeba było przyznać, że ten lot wymagał zimnej krwi. Wszyscy krzyczeli jego imię i w końcu zrozumieli, że tylko idiota wrzuciłby swoje nazwisko do Czary. Uwierzyli mu, a to było dla niego niemal tak ważne jak Puchar Quiditcha. Przynajmniej teraz będzie mógł poruszać się po zamku, a zamiast krzywych spojrzeń widzieć uznanie. Czuł, że w tej chwili mógłby zacząć latać bez użycia jakichkolwiek mioteł czy czarów. Był najzwyczajniej w świecie szczęśliwy.

Wieczorem w Pokoju Gryfonów:

-Harry! Harry! Harry! - w miejscu spotkań Gryfonów co chwila rozbrzmiewały okrzyki, oklaski i piski. - Hogwart na zawsze najlepszy! Beauxbatons i Durmstrang nigdy nam nie dorównają! - Fred i George krzyczeli tak głośno jak tylko mogli. Ich słowom towarzyszyły gromkie brawa.
  Impreza trwała w najlepsze. Na drzwi rzucono zaklęcie, które nie przepuszczało żadnych dźwięków.
W ruch poszły butelki kremowego piwa, przeróżne smakołyki, które skrzaty z kuchni wciskały bliźniakom. Włączono też muzykę. Leciały takie utwory jak "Lies", "Gentleman", "Next to me". Wszyscy świetnie się bawili nie myśląc o tym, że jutro muszą iść na lekcje.
  Nawet Hermiona, która nigdy nie lubiła imprez została. Co prawda nie piła kremowego piwa, ale na parkiecie tańczyła przez niemal cały czas. Bardzo często tańczyła z Fredem. Strasznie spodobało jej się to jak prowadził.
  Kiedy puścili Balladę wszystkie pary przytuliły się w tym Harry i Ginny. Patrzyli sobie głęboko w oczy kołysząc się lekko w rytm muzyki. Patrzyli na siebie nawzajem z uwielbieniem tak jakby poza nimi nie istniał już świat. Byli w sobie zakochani po uszy i oboje dobrze o tym wiedzieli. Gdy piosenka dobiegała końca ich usta złączyły się w pocałunku, a dziewczyny, które to widziały rozpłakały się ze wzruszenia.
  Nawet Ron nie miał nic przeciwko temu, że jego siostra całowała się z chłopakiem. Harry był jego najlepszym przyjacielem i dobrze wiedział, że on na pewno nie skrzywdzi jego siostry. Ufał mu jak bratu. Może nawet bardziej, bo bliźniacy często robili sobie z niego żarty i nie do końca im ufał.
  Kiedy już wszyscy przestali na nich zwracać uwagę zakochani założyli pelerynę-niewidkę i wyszli na korytarz, a chwilę później przechadzali się już po błoniach w świetle księżyca. Trzymali się za ręce i szli przed siebie, nie patrząc nawet w jakim kierunku podążają.


_____________________________________________

Napisałam! W końcu. :D Nie mogłam nic napisać, a tu nagle wena i skończyłam. Choć może powinnam była w tym czasie pisać to wypracowanie z Polskiego... ale to też napiszę. :D Przepraszam za to, że na ten rozdział trzeba było tak długo czekać, ale koniec roku niedługo +zaczęłam chodzić do SMiC Hogwart. Takiej szkoły w necie. ;3 Jaka ona jest fajna. Wcześniej nawet nie zauważałam ile jest w necie podręczników do przedmiotów z HP. Ale teraz już wiem i się z nich uczę. xD

To teraz dedykacje:
-Patrycja. Dzięki, że czytasz i komentujesz moje rozdziały. To mnie naprawdę motywuje do pisania. Wielkie dzięki. ♥
-Klaudia. Masz moja kochana! Pamiętam to twoje oburzenie jak powiedziałam, że zadedykuję ci "Powrót Węża". To twoje gorączkowe wymyślanie innych tytułów. xD Ale chciałaś dedykację to masz. ♥
-Amadeusz. Spóźnione na urodziny. xD Jak miałeś urodziny to byłam w połowie pisania. :D
-Uczniowie i profesorowie SMiCa. Dzięki wam nauczyłam się masy rzeczy o czarach itp. Dziękuję, że mogę z wami chodzić do szkoły. ♥

To chyba na tyle z dedykacji. Chcesz by rozdział był dla ciebie zadedykowany? Napisz komentarz! Pokaż mi, że czytasz to co piszę. Inaczej nie mam motywacji. ;3

Poza tym. Nareszcie 10 rozdział! ;3 Ale się jaram. xD


piątek, 22 marca 2013

Rozdział IX Głowa w chmurach

  Ten dzień zaczynał się wyjątkowo radośnie. Wszyscy znajomi Harry'ego byli szczęśliwi, ponieważ Gryfon nareszcie wrócił do nich. Pani Pomfrey wypuściła go ze Skrzydła Szpitalnego w sobotę. Jego radość była nieopisana, bo w poniedziałek miał się odbyć bardzo ważny mecz Quidicha.
  Jedynym zmartwieniem był Turniej Trójmagiczny, który zbliżał się  nieubłaganie.Pierwsze zadanie miało odbyć się już w czwartek w następnym tygodniu. Nadal nie znalazł sposobu na łatwe i bezpieczne pokonanie smoka. Ale na razie nie chciał się tym przejmować. Musiał zająć myśli czymś innym. Nawet miał  pewien temat.
  Jego głowę zaprzątała od pewnego czasu pewna bardzo ładna dziewczyna o płomiennorudych włosach. Była siostrą jego najlepszego przyjaciela. Miała na imię Ginny. Pięknie, prawda? Bardzo podobało mu się to imię, niemal tak samo jak osoba, która była posiadaczką tego imienia. Co prawda to tylko skrót od Ginerva, ale to też jest ładne.
  Rano w niedzielę zszedł na śniadanie do Wielkiej Sali. Smętnie jadł swojego tosta i zastanawiał się jak poderwać Rudą. W jego głowie już nawet pojawił się plan. Chciał podejść do niej i zapytać czy nie zechciałaby by z nim poćwiczyć Quidicha przed meczem. Nie wydawałoby się to dziwne, bo Ginny bardzo dobrze grała i często ćwiczyła razem z Harrym.
  I właśnie w momencie gdy już podnosił się z siedzenia i miał zamiar podejść do niej do Sali wleciały sowy z poranną pocztą. Usiadł więc z powrotem i rozglądał się co inni dostali. Nagle zauważył, że przed nim też stoi sowa. Jego Hedwiga przyniosła mu list. Wiedział już od kogo, dlatego schował list do kieszeni i znacząco spojrzał na Rona i Hermionę.
  Po chwili trójka Gryfonów wychodziła z Wielkiej Sali i biegła po schodach w stronę biblioteki. Po drodze Harry tłumaczył im:
- Zanim wtedy zemdlałem wysłałem list do Syriusza. Pisałem o Turnieju i pierwszym zadaniu. Chciałem się zapytać czy zna jakiś sposób na pokonanie smoka.
  Do biblioteki wpadli jak burza. Udali się do jednego z przedziałów z trzecim rzędzie i pociągnęli za księgę pt. "Zwiadowcy". W ścianie obok pojawiło się wąskie przejście. Szybko się tam wślizgnęli, a po chwili ściana wyglądała tak samo jak wcześniej.
  Przeszli aż do końca tunelu i znaleźli się w bardzo przytulnym pomieszczeniu podobnym do pokoju wspólnego Gryfonów. Usiedli wszyscy na kanapie i zaczęli czytać list.

  Kochany Harry!
  Jest bardzo łatwy sposób. Wiem, że świetnie latasz na miotle dlatego przywołaj ją zaklęciem Accio i pokonaj smoka. Po zobaczeniu tego listu spal go jak najszybciej. Nikt nie może się dowiedzieć, że wiesz o smokach. 

P.S. Mam nadzieję, że już wyszedłeś ze Skrzydła Szpitalnego.

Syriusz


-No tak! Jak mogliśmy na to nie wpaść?! - Hermiona wyraźnie się ucieszyła - Ostatnio na lekcji uczyliśmy się tego zaklęcia. Chodź Harry, nauczę cię.
-Ćwiczcie, a ja pójdę wypolerować twoją miotłę Harry, w końcu jutro mecz! - uśmiechnięty Ron opuścił pomieszczenie, a Hermiona już ustawiała różne rzeczy w najodleglejszych zakątkach pokoju.
  Gdy już skończyła przygotowania stanęła obok Harrry'ego.
- Kiedy chcesz żeby coś do ciebie przyleciało musisz skupić się na tym przedmiocie i krzyknąć Accio. Pokażę ci - po tych słowach wyciągnęła różdżkę i krzyknęła- Accio księga!
  Do jej ręki przyleciała  księga zaklęć na której skupiała swoją uwagę. Wydawało się proste jednak wcale takie nie było. Harry ćwiczył to zaklęcie przez trzy i pół godziny, dopiero po tym czasie udało mu się opanować je do perfekcji.
  Kiedy w końcu skończyli okazało się, że to już pora obiadu i ponownie musieli iść do Wielkiej Sali. Udali się tam zjedli pośpiesznie obiad i postanowili, że udadzą się nad jezioro i trochę poleniuchują korzystając z tego, że jest niedziela. Gryfon o wiecznie potarganych włosach postanowił zaprosić także Ginny. Miał zamiar jakoś pokazać jej, że mu na niej zależy.
  Spotkał ją na śniadaniu i zagadnął nieśmiało czy nie zechciałaby wybrać się na błonia razem z nim i jego najlepszymi przyjaciółmi. Dziewczyna z chęcią przyjęła jego propozycje, a on cały w skowronkac poszedł przebrać się do swojego dormitorium...

Tymczasem w Pokoju Życzeń:

  - Severusie czy na pewno dobrze zrobiłeś tą Amortencję? - zapytała profesor McGonagall.
  Ona i Snape dostali zadanie sporządzenia i podania Amortencji pewnej dziewczynie, której informacje były niezwykle ważne dla dyrektora. Miała wypić amortencje, zakochać się w Severusie i powiedzieć mu wszystko czego będzie chciał.
  Niektórzy mogliby stwierdzić, że prościej byłoby z Veritaserum. Ale składniki potrzebne do niego są trudniej dostępne, a poza tym dłużej się je robi, a nie mieli tyle czasu.
  -Jeśli chcesz mogę na tobie wypróbować... - odpowiedział jej Snape z uśmiechem na twarzy.
- Jeżeli to pomoże ocenić twoje dzieło to proszę bardzo. - odpowiedział równie rozpromieniona Minerwa, która już po chwili tuliła się do ramienia Mistrza Eliksirów.
  Zaczęła go przytulać, mówić, że go kocha i gadać różne historie o tym jakby to mogli żyć długo i szczęśliwie i latać na pegazie i hipogryfach oraz testralach. Jej opowieści podobnie jak ona sama były takie oderwane od rzeczywistości, że gdyby jakiś uczeń ją teraz zobaczył miałby niezapomniane wspomnienie do końca życia. I to bardzo śmieszne wspomnienie.
  Siedzieli tam tak przez bardzo długi czas. Profesor transmutacji wpatrywała się z uwielbieniem w Snape'a już nawet gdy Amortencja przestała na nią działać. Bardzo cieszyła się, że może się do niego przytulić, robić z siebie wariatkę, a on nie będzie wiedział, że na prawdę go kocha...


Nad jeziorem:

  Hermiona i Ron poszli już do zamku zostawiając Ginerve i Harry'ego sam na sam. Oboje widzieli, że ta dwójka ma się ku sobie. Bardzo się z tego cieszyli. W końcu ich najlepszy przyjaciel się zakochał i w dodatku była to miłość odwzajemniona.
  Dwójka Gryfonów stała tak w niezręcznej ciszy i  przyglądała się sobie. W końcu Ginny nie wytrzymała i zaczęła nawijać jak najęta.
- Harry... ty wiesz że ja się w tobie kocham od pierwszej klasy, ale nie wiem czy to zauroczenie ma sens. Wiem, możesz się ze mnie śmiać, ale ja cię kocham. - powiedziała te słowa na jednym tchu. Bardzo się bała jego reakcji, a on tylko przytulił się do niej i szepnął:
-Ja też cię kocham.
  Poszli razem do zamku spotykając po drodze Irytka. Weszli do Pokoju Życzeń i zobaczyli, że zamienił się w restauracje z jednym dwuosobowym stolikiem. W rogu stał podest, a na nim orkiestra, która grała romantyczną muzykę. Na stole stały dwie świece i bukiet róż w wazonie. Na środku stał też duży talerze ze spaghetti, ale nie było sztućców.
  Harry odsunął swojej nowej dziewczynie krzesło, apotem sam usiadł na przeciwko niej. Postanowili wciągać makaron buzią. Tak się złożyło że natrafili na ten sam makaron i ich usta połączyły się całkiem przypadkiem. Wtedy po raz pierwszy się pocałowali. Choć przez przypadek, ale jednak. Ta data musiała zostać zapamiętana.
  Gdy już skończyli kolację restauracja zmieniła się w Wesołe Miasteczko. Zjeżdżali razem ze zjeżdżalni, kręcili się razem na karuzeli, huśtali na huśtawkach trzymając się za ręce. Bardzo miło spędzili ze sobą ten niedzielny wieczór. Niestety nim się zorientowali była już 21:00 i musieli wracać do dormitoriów.

______________________________________________________________________

Jupi już dziewiąty rozdział. Niedługo dziesiąty. Właśnie teraz zdałam sobie sprawę jak długa będzie ta historia...

To teraz dedykacje:

dla Stacy Malfoy i Belli Lestrange.  :> Dzięki za napisanie komentarzy. Nie spodziewałam się. ;3

A i jeszcze jedna dedykacja dla Natalki - mojej złej kobiety. <3

 

piątek, 15 marca 2013

Rozdział VIII Komplikacje

  Powoli otwierał oczy, czuł pulsującą bólem głowę, którą musiał uderzyć w posadzkę. Ktoś zdjął mu okulary więc widział jak przez mgłę. Gdzieś blisko niego widniały trzy rozmazane postacie gestykulujące i rozmawiające na jakiś temat bardzo zaciekle.
  Zastanawiał się o czym rozmawiają te osoby, które ledwo widział. Niestety jeszcze otępiały umysł nie mógł nic zrozumieć. Leżał tak przez chwilę czekając aż powróci świadomość i będzie mógł rozróżnić jakiekolwiek słowa z wypowiedzi owych tajemniczych postaci.
  Gdy nareszcie zrozumiał o czym rozmawiali ze zdziwieniem przyjął fakt, że rozmowa dotyczyła jego osoby. Starał się nie zwracać na siebie uwagi i udało mu się to na tyle żeby usłyszeć jak mówili o tym, że bez względu na stan zdrowia będzie musiał stanąć do zadania, bo takie są zasady. Oczywiście wiedział, że chodzi o Turniej Trójmagiczny i domyślił się, że zapewne znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. Po głosach poznał, że rozmawiają ze sobą Dumbledore, Barty Crouch i Ludo Bagman.
  Postanowił jakoś zwrócić na siebie uwagę, ale tak żeby nie wiedzieli, że zrobił to specjalnie. Poruszył się więc delikatnie na łóżku. Rozmawiający mimo tego, że byli pochłonięci rozmową zauważyli to i czym prędzej do niego przyszli.Dumbledore zawołał panią Pomfrey i po chwili na jego nosie pojawiły się okulary a na czole okład.
  Wszyscy uśmiechali się do niego serdecznie,a on nie wiedział co powiedzieć.W końcu niezręczną ciszę przerwał Dumbledore.
- Jak się czujesz Harry? - niby takie zwykłe pytanie, ale jednak bardzo dużo znaczyło. Od tego bowiem pytania zależało czy młody reprezentant zdoła wystartować w Turnieju. Jeśli nawet jego stan zdrowia nie będzie mu na to pozwalał będzie zmuszony wystartować, ale jest promyk nadziei. Gryfon może czuć się dobrze i wyzdrowieć do czasu rozpoczęcia pierwszego zadania.
-Już... wszystko w porządku. Nic mi nie jest. - w momencie gdy chłopak wypowiadał te słowa do jego sali weszła smutna Hermiona i podobnie jak ona przybity Ron. Spojrzeli zrezygnowani w stronę jego łóżka, a gdy zobaczyli, że jest przytomny od razu się rozpromienili. Na ich twarzach zagościł uśmiech szeroki na całą  niczym księżyc gdy nie jest w pełni. Najwyraźniej nie spodziewali się zobaczyć go w dobrym stanie.
  Po długim wykładzie Hermiony o tym jak się martwiła i ile książek przewertowała w celu znalezienia jakiegoś sposobu na powrót przytomności wszyscy byli wyraźnie znudzeni.Jak to zwykle bywało pierwszy ocknął się Dumbledore.
   -Myślę, że już wyjaśniliśmy. Teraz Harry musi wypoczywać, chyba wszyscy to rozumieją. - po tych słowach chłopak pozostał sam w sali, bo nawet pani Pomfrey miała jakąś ważną sprawę do załatwienia i musiała wyjść.
  Jak zawsze w takich momentach nadchodził czas na przemyślenia. Nigdy nie dotyczyły błahych problemów. Niestety większość trosk chłopaka była bardzo poważna. Często od niego właśnie zależały losy całego świata. Zarówno czarodziei jak i mugoli. Dobrze wiedział, że musi stanąć do Turnieju. To był jego obowiązek. Nadal nie wiedział jakim sposobem zwalczy smoka. Myślał nad tym bardzo długo aż w końcu zmorzył go sen...


Tymczasem w dormitorium dziewczyn z Gyffindoru:

  -Dlaczego? Czemu znowu on? To jest dla niego przecież niebezpieczne - pewna rudowłosa dziewczyna wypłakiwała się w ramię swojej przyjaciółki - Luny Lovegood. Niektórzy uważali to dziewczynę za dziwną jednak tak na prawdę była bardzo mądra. Nie bez powodu trafiła do Ravenclawu - domu, w którym były tylko inteligentne osoby. Jej długie blond włosy opadały na ramię drugiej dziewczyny, którą starała się pocieszyć.
- Ginny zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Spójrz na to z innej perspektywy - czy gdyby się nie wyróżniał zakochałabyś się w nim? Być może tak, ale to jego odwaga zawsze tak ci imponowała. Oczywiście jest też przystojny i skradł serce nie jednej dziewczyny. A jednak na pewno nie każda teraz płacze dlatego, że jest chory. Wątpię czy jest w ogóle ktoś inny niż ty. To dowód prawdziwej miłości. Harry da radę. Przypomnij sobie ile razy ładował się w kłopoty. Za każdym razem wyszedł cało. Teraz też tak będzie.
- Dzięki Luna, kochana jesteś. Szkoda, że nie jesteś w Gryffindorze. Mogłybyśmy mieć razem pokój i spędzać ze sobą więcej czasu - Rudowłosa otarła łzy wierzchem rękawa i uśmiechnęła się do niebieskookiej Krukonki. Wiedziała, że na nią zawsze może liczyć.
- Bardzo lubię spędzać z tobą czas, ale Ravenclaw też jest bardzo fajnym domem. Nie przejmuj się i nie smuć więcej. Zapamiętaj te słowa! Masz się nie przejmować błahostkami i nie zasmucać z byle powodu. Nic strasznego się nie dzieje, więc musisz być dobrej myśli - po tych słowach blondynka wstała, pociągnęła za sobą Gryfonkę i razem udały się do Wielkiej Sali, by zjeść kolacje.
  Po drodze spotkały Rona i Hermionę, którzy z zawiedzionymi minami kierowali się w stronę Skrzydła Szpitalnego. Dziewczyny domyśliły się w jakim celu. Ginny troszkę posmutniała, ale przypomniała sobie słowa przyjaciółki i znów radosna spożyła posiłek w spokoju.
  Jej radość wzrosła diametralnie gdy do Sali przybyli napotkani po drodze Gryfoni. Dowiedziała się od nich, że jej książę z bajki odzyskał przytomność.  Cała w skowronkach udała się do swojego dormitorium.

Rankiem na Transmutacji:

  Wszyscy wygłupiali się i śmiali w najlepsze jako, że profesor McGonagall nie przychodziła dość długo. Jedynie Hermiona zastanawiała się co takiego mogło się wydarzyć. Oczywiście wygłupy stawały się coraz bardziej bezsensowne i  co ważniejsze niebezpieczne.
   Dean Thomas wpadł na pomysł, że każdy musi wypić siki trolla inaczej cała reszta wyrzuci go przez okno tak by musiał użyć jakiegoś zaklęcia i zostać zauważonym i przyłapanym przez nauczyciela. Natomiast jeśli ktoś nie znał albo nie potrafił rzucić zaklęcia Wingardium Leviosa miał wylądować na trawniku pod klasą, a potem trafić do nadopiekuńczej pielęgniarki ze Skrzydła Szpitalnego - Poppy Pomfrey.
  Hermiona nie mogła tego wytrzymać. Wiedziała, że Neville nie zna zaklęcia, a nie wątpliwie nie zgodzi się na okropne doświadczenie jakim jest wypicie tej paskudnej cieczy.
  Wybiegła jak najszybciej potrafiła z sali i przypadkiem wpadła na profesor McGonagall. Opowiedziała jej o wszystkim co się tam działo i zaraz obie znajdowały się w klasie.
  Dotarły tam w samą porę, bo szalony tłum chłopców z czwartej klasy Gryffindoru właśnie podnosił biednego Neville'a i nieśli w stronę okna. Nieszczęśnik wywijał się i szarpał jednak nic nie skutkowało. Cała sytuację załagodziła profesor McGonagall. Wszyscy chłopcy poza Nevillem dostali szlaban i musieli się na niego stawić wieczorem i tak przez cały tydzień. Wiedziała, że Filch się nimi zajmie. Jego kary potrafiły być męczące. Odjęła Gryfonom sto punktów mimo, że była ich opiekunką, jednak po chwili oddała im pięćdziesiąt punktów za interwencję Hermiony.
  Poprawiło to nieco humory uczniów z Domu Lwa jednak szlaban nie był dla chłopców wesołą perspektywą. Jednak trudno się mówi. Przyjęli karę jak prawdziwi Gryfoni - nie skarżyli się.

_______________________________________________________________________

Nowy rozdział! :> Od razu napiszę komu go dedykuję:

Patrycji, która napisała komentarz, który zmotywował mnie do pisania.
Amadeuszowi (koledze z klasy), który pomimo, że nigdy nie czytał HP wszedł na mój blog i przeczytał kilka notek. 

Naprawdę zmotywowaliście mnie. :D Dziękuję wam za to.

A teraz taka mała informacja: Rozdziały będą od teraz mniej więcej takiej długości jak ten. ^.^

poniedziałek, 4 marca 2013

Ogłoszenie

Jestem bardzo ciekawa czy ktoś tu w ogóle zagląda. Nic nie piszecie pod moimi postami i szczerze nie mam żadnej motywacji. Wydaje mi się jakbym nadal pisała sama dla siebie z nudów w Wordzie. Staram się żebyście mieli co czytać, ale jeśli mam to pisać tylko i wyłącznie dla samej siebie mogę w ogóle nie pisać. :<

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział VII Kolejna przeszkoda

  [W tym miejscu powinien być opisany fragment jak to Harry zostaje czwartym reprezentantem Turnieju]

Zmiana!
W Harrym Potterze Harry'emu nie uwierzył Ron, w naszym przypadku będzie to Malfoy. Właśnie to będzie wielką przeszkodą.



 -Potter jak zwykle działasz na własną rękę? - spytał Draco - Nie pamiętasz już, że przyjaźń do czegoś zobowiązuje?
-A ty Malfoy co możesz wiedzieć o przyjaźni? - odparł chłodno Harry - My byliśmy twoimi jedynymi przyjaciółmi. Przyrzekłeś, że nie będziesz nas obrażał, a właśnie to zrobiłeś. Masz szczęście, że odpuściliśmy ci Wieczystą Przysięgę, bo byłoby już po tobie, ty nędzny karaluchu. Nie wierzysz, że to nie ja, więc jakim prawem śmiesz się wypowiadać na temat przyjaźni?
  Ron i Hemiona byli oczywiście po stronie Harry'ego. Wzięli go za ręce i udali się z nim do wieży Gryffindoru. Czekała tam na nich impreza. Wszyscy zajadali się smakołykami, które zdobyli Fred i George co chwila częstując czymś Harry'ego i pytając jak udało mu się wrzucić swoje nazwisko. Na pytania odpowiadał zawsze tak samo : "Ja tego nie zrobiłem". Jasne było, że nikt mu nie uwierzył.
  Następnego dnia Harry poszedł przybity na lekcje. Wszyscy patrzyli na niego inaczej co jeszcze bardziej go dołowało. Nie mógł się na niczym skupić przez co dostał szlaban od Snape'a, który był dla nich wyjątkowo łagodny. Wyraźnie ubolewał nad nieuwagą Pottera, ale wiedział że musi dać mu szlaban, aby wszystko było zgodne z zasadami.
  Podczas zielarstwa Gryfon był nieostrożny i ugryzła go tentakula. Niestety zakończyło się to wizytą w Skrzydle Szpitalnym.Siedział tam i rozmyślał zastanawiając się nad tym kto mógł wrzucić jego nazwisko do czary? Dlaczego Malfoy tak szybko zmienił zdanie na jego temat?
  -Hej! - nagle do jego sali jak burza wpadła Hermiona, a za nią Ron choć już nie tak szybko. -  Nic ci nie jest? Czytałam, że jad tentakuli jest groźny i tak bardzo się zaczęłam martwić...
-Spokojnie Hermiono - przerwał jej Harry. - Nic mi nie jest.
-Uff... to możemy sobie pograć w szachy - powiedział Ron wyciągając zza pleców szachownice i śmiejąc się.
-Ron! On teraz nie ma ochoty grać w szachy...
-Mam Hermiono. Mówiłem ci już, że nic mi nie jest, przestań się tak martwić. - przerwał jej Harry śmiejąc się razem z Ronem.
  Chłopaki grali w szachy do późna, a obok nich siedziała Hermiona przypatrując się temu z uwagą. Powszechnie było wiadomo, że Miona nie była zbyt dobra w szachy. Siedzieli tak przez około dwie godziny i zostaliby dłużej gdyby nie pani Pomfrey, która powiedziała, że czas odwiedzin się skończył.
  Gdy tylko drzwi się zamknęły Harry znów zaczął rozmyślać. Tym razem nie zastanawiał się nad zachowaniem Malfoya i tajemniczą osobą, która wrzuciła jego nazwisko do czary. Teraz liczyło się dla niego tylko jedno, jak przeżyć. Co mogło być pierwszym zadaniem? Wtedy wpadł na pomysł żeby napisać do Syriusza. Chciał to zrobić natychmiast, ale nie miał przy sobie pióra i pergaminu, a tym bardziej sowy. Musiał je zdobyć tak, aby pani Pomfrey się o tym nie dowiedziała.
  Lekarka siedziała w swoim biurze, które znajdowało się tuż obok.W każdej chwili mogła wejść do sali, w której leżał Harry. Na pewno istniał jakiś sposób aby nie zwrócić na siebie uwagi.
  Tak! Jest sposób! Potter jak najciszej się da zawołał skrzata domowego, który pracował w Hogwarcie- Zgredka. Mały przyjaciel Gryfona pojawił się na jego łóżku z lekkim trzaskiem, który towarzyszy aportacji.
Chłopak miał w planie dać Zgredkowi eliksir wielosokowy, bo tak się składało, że w szafce znajdowała się jego buteleczka. Szczęśliwym trafem poprzedni lokator zapomniał zabrać ją ze sobą i teraz  Harry miał eliksir do dyspozycji. wrzucił do butelki garść swoich włosów i podał skrzatowi tłumacząc, że musi go udawać, bo to jest dla niego bardzo ważne.
  Jak leżało w naturze skrzatów nie zadawał zbędnych pytań. Przykrył się kołdrą i leżał podczas gdy Harry wymykał się z sali. Robił to bardzo powoli, zwracając uwagę na to, że nie ma ze sobą peleryny-niewidki. Przemykał się korytarzami chowając się w plamach cieniu, tak, aby nikt go nie zauważył. Stąpał cicho niczym kot. Zakradł się do dormitorium w Wieży Gryffindoru i zabrał ze sobą pióro, atrament i pergamin.
  Otworzył drzwi jakiejś pobliskiej klasy. Wszedł do środka i zaczął pisać. List wyglądał tak:

  Drogi Łapo!
  Możliwe, że dowiedziałeś się, że zostałem czwartym reprezentantem Turnieju Trójmagicznego. Prosiłeś żebym cię o wszystkim informował.
  Najbardziej martwi mnie pierwsze zadanie. Hagrid powiedział mi, że będą to smoki. Jeśli masz jakieś pomysły proszę napisz. Ten list piszę w pośpiechu, bo tak naprawdę powinienem leżeć w skrzydle szpitalnym... Nie martw się to nic poważnego. Nie wiem czy wiesz może, że w Hogwarcie naucza profesor Moody. Bardzo mi pomaga kiedy pakuję się w jakieś kłopoty. Myślę, że on nie jest taki zły jak się wszystkim wydaje.
  Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Pozdrów ode mnie Hardodzioba. Do zobaczenia!

Harry

  Gryfon czym prędzej zabrał ze sobą przybory do pisania i list i udał się krętą drogą do sowiarni. Nadal starał się być cicho, więc jak najciszej się da podążał korytarzami Hogwartu. Z trudem opanowywał serce bijące w zawrotnym tempie. Kiedy w końcu dotarł do Hedwigi przywiązał do jej nóżki list.
  Niestety kiedy jego sowa wyleciała w przestworza jego ramię, w które ugryzła go tentakula zaczęło strasznie boleć. Niemal tak bardzo jak wtedy gdy miał złamaną kość w drugiej klasie. Był zmuszony oprzeć się o ścianę, by nie zemdleć z bólu.
  Jak przystało na Gryfona z jego oczu nie sączyły się łzy jednak widać było po nim, że cierpi. Jego powieki z trudem starały się nie opaść. Chwiejnym krokiem próbował udać się do wyjścia. Udało mu się to, lecz gdy tylko wyszedł na korytarz jego organizm nie wytrzymał. Harry upadł na podłogę bez przytomności...


______________________________________________________________________________
Hej! Wiem, że musieliście czekać miesiąc na nowy rozdział u bardzo was za to przepraszam, ale nie miałam internetu przez trzy tygodnie, a przez ten tydzień pisałam, zajmowałam się stronką na fb itd. Mam nadzieję, że nowy rozdział się spodoba, a przy okazji co sądzicie o nowym nagłówku? Bo według mnie jest mega. < 3 Liczę na wasze komentarze, bo to mnie naprawdę motywuje do pisania.

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział VI Robi się gorąco

  -Eee... Minerwo? - zagadnął nieśmiało Severus - Wyskoczyłabyś jutro ze mną na kawę?
-Oczywiście - odpowiedziała uśmiechnięta - z wielką przyjemnością.
  Bardzo ucieszył ją fakt, że jednak jej uczucie jest odwzajemnione, tak jej się zdawało, bo pewności mieć nie mogła. Rozmyślała o tym jak ubierze się na jutro. Jak będzie przebiegać ich randka?
  Z tych rozmyśleń wyrwał ją właśnie Severus. Było to tak gwałtowne, że już chciała zacząć na niego wrzeszczeć gdy nagle zastygła w bezruchu. Przed sobą miała wilkołaka, który wyraźnie miał ochotę urządzić sobie z nich przekąskę.
  Trójka Gryfonów na szczęście wróciła do zamku zanim to wszystko się zaczęło. Był to naprawdę straszny widok.
  Snape wziął McGonagall na ręce i zaczął lewitować. Tuż pod ich stopami stał wilkołak i tylko czekał aż któreś spadnie. Mistrz Eliksirów zaczął tracić siły, a Minerwa nie mogła dać rady sama zacząć lewitować. Gdy prawie udało jej się rzucić na siebie zaklęcie lewitujące, jej nogi wyślizgnęły się i dyndała nad wilkołakiem przytrzymywana tylko za ramiona prze Severusa. Wiedziała, że on tak długo nie pociągnie i wrzasnęła na całe gardło celując w siebie różdżką:
-Wingardium Leviosa!
  Zaczęła lewitować tuż obok Snape'a, który uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Co prawda był silny, ale Minerwa nie była nastolatką i trochę już ważyła (nie to, że była gruba czy coś). Lewitowali tak przez około pół godziny, do czasu kiedy wilkołak się znudził.
  -Dziękuje, Severusie - powiedziała Minerwa z wdzięcznością w oczach - ocaliłeś mi życie...
-Nie ma sprawy - Snape trochę się zmieszał co było do niego nie podobne - zrobiłabyś dla mnie to samo. -Pewnie tak, co nie zmienia faktu, że jestem ci winna przysługę.
-Może powinniśmy już wracać do zamku? - spytał Nietoperz czując wypieki na twarzy, które próbował zamaskować.
  McGonagall zgodziła się bez oporów i już po chwili szła przez las z dziarską miną, ponieważ zaczęło świtać i nie mieli się już czego bać. Poszli w stronę zamku by zdać raport Dumbledore'owi i Ministrowi. To była taka pokręcona noc.
  Jak na złość gdy tylko doszli do zamku okazało się, że już pora śniadania i nie będą mieli czasu na choćby odrobinę wypoczynku. Ich nieobecność na śniadaniu mogłaby sprawić im nieco kłopotu. Zapewne wielu uczniów pytałoby się co się stało, a oni nie mogliby na te pytania odpowiadać zgodnie z prawdą.
  
  Tymczasem w zamku...
  -Co wy o tym wszystkim sądzicie? -spytał Ron nadal zszokowany sytuacją z lasu - Jak myślicie co oni tam robili?
-Och Ron! - parsknęła Hermiona - Wysil te swoje szare komórki i zacznij łączyć fakty! Weasley miał właśnie odpowiedzieć jakąś ripostą, ale przerwał mu Harry wiedząc, że może się z tego zrodzić głupia wymiana zdań (czyt. kłótnia). -Tak, tak wiemy, że pilnowali tych maskotek, -wtrącił Potter- szkoda tylko, że nie wiemy czemu i po co one tu były?
-Musimy ustalić o co im chodziło, a tak w w ogóle to powinniśmy iść na śniadanie. - dodał Ron i razem ze woimi przyjaciółmi poszedł do Wielkiej Sali. Nie rozmawiali z Malfoyem od wczorajszego poranka i jak zauważyli nie było go na dzisiejszym śniadaniu. Przestraszeni tym faktem udali się na poszukiwanie kolegi. Przeszukali prawie cały zamek, ale go nie znaleźli.
  Jedynym miejscem, w którym nie szuakli był pokój życzeń. Problem w tym, że jeśli Draco z niego korzystał dostanie się tam graniczyło z cudem. Nie mieli pojęcia o co może chodzić, ale poczuli, że to może przez to, że się od niego odsunęli i nie wtajemniczali w swoje plany. Wszystko zaczęło się komplikować. Czekali pod pokojem pół godziny. Na szczęście zabarali z Wielkiej Sali trochę prowiantu, bo dzień bez śniadania mógłby skutkować wizytą u pani Pomfrey co nie było dla nich miłe. Zwłaszcza dla Hermiony, która nie odpuściłaby żadnej lekcji na której mogła być.

Wieczorem w lochach...

  Minerwa zapukała nieśmiało do drzwi i po chwili wkroczyła do pomieszczenia w pięknej morskiej skutki. Jej krój był doskonale dobrany. We włosy wpięła spinkę z niebieskim kwiatem lotosu. Bardzo się starała żeby nie wyjść na strojnisie, a jednocześnie chciała się spodobać Severusowi.

  Snape był oszołomiony jej wyglądem. Sam też starał się wyglądać inaczej niż na co dzień. Jego włosy jak zwykle błyszczały, ale dzisiejszego dnia było to spowodowane nie przetłuszczeniem włosów, lecz lakierem, który pobłyskiwał w jego włosach. Specjalnie umył włosy dwa razy szamponem o zapachu białych lilii, bo gdzieś przeczytał, że to najnowszy trend wśród mężczyzn. W jego ubiorze też pojawiły się zmiany. Zamiast swoich wiecznie czarnych szat założył czarne jeansy i koszulke, która go odmładzała. Jedynie jego nos pozwalał sądzić, że nie jest to młokos, który dopiero co skończył Hogwart.
  -Czy można? - spytał nauczyciel eliksirów wyciągając rękę po bolerko McGonagall. Odebrał je od niej ostrożnie i zawiesił na wieszaku. W pokoju na stoliku stały dwie kawy i ciasteczka. Wszakże zaprosił ją na kawę więc nie wypadało robić kolacji z szampanem itd. Na to przyjdzie jeszcze pora.
  Usiedli i zaczęli wcinać ciasteczka popijając kawą. Plotkowali o wszystkim i o niczym. Było im po prostu dobrze w swoim towarzystwie. W trakcie rozmowy Minerwa drgnęła lekko, niedostrzegalnie. Trzeba przyznać, że w lochach było bardzo zimno. Snape zauważył to i zaproponował, aby przenieśli się przed kominek. Ogień trzaskał wesoło, a oni siedzieli przytuleni do siebie i wpatrywali się w ogień. Płomienie rozgrzały nie tylko ich zmarznięte ręce. Ich serca zaczęły mocniej bić i wtedy po raz pierwszy się pocałowali...

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział V Tajemnice się ujawniają

  Trójka najlepszych przyjaciół szła na lekcje w zielarni z panią Sprout, gdy znowu zauważyli coś dziwnego. Profesor Snape udał się w stronę cieplarni i zapytał panią Sprout o jakąś roślinę potrzebną do eliksiru. Na szczęście Hermiona znała jego zastosowanie.
-Ten eliksir powoduje, że zwierzęta i inne stworzenia nie wyczuwają zapachu osoby, która napije się tego eliksiru - powiedziała Hermiona coraz szybciej każde słowo - a to oznacza, że Snape gdzieś idzie!
-Nie wierzę, nie dość, że McGonagall się dziwnie zachowuje to jeszcze Snape - mruknął zniecierpliwiony Harry - musimy się dowiedzieć o co im chodzi.
  Nauczycielka Zielarstwa usłyszała ich ostatnie słowa i powiedziała:
-Dowiecie się później, a teraz wchodźcie do cieplarni, bo ciepło ucieka - zadowolona swoim żarcikiem dorzuciła jeszcze - Tylko migiem!
  Mieli przesadzać Mandragory, ponieważ profesor Sprout stwierdziła, że po dwóch latach większość zapomniała jak to się robi. Ron już chciał protestować kiedy znów wydarzyło się coś dziwnego.
  Gdzieś w pobliżu skraju Zakazanego Lasu błysnął zielony kapelusz, który zniknął tak szybko jak się pojawił i chyba tylko Harry to zauważył i pokazał przyjaciołom.
-Co to było? - spytała Hermiona - I jakim cudem znajdowało się tak blisko błoni?
-Cokolwiek to było musimy się dowiedzieć co to - odpowiedział Harry i nagle w głowie zaświtał mu pewien pomysł. - Słuchajcie może Snape i McGonagall chcą się dowiedzieć co to. Musimy ich śledzić.
-OK - odpowiedział Ron, który też coś zaczynał rozumieć - Mówimy Malfoyowi?
-Oczywiście, że nie! - krzyknęła Hermiona - Jeszcze nic konkretnego nie wiemy, a co jeśli on komuś wygada? Nie mamy o nim aż tak rozległej wiedzy.
  Zaczęli działać już o dziewiętnastej. Ron zauważył  coś niepokojącego, a mianowicie McGonagall rozglądającą  się czy nikt jej nie widzi. Wychodziło jej to dość nieudolnie, bo nie zauważyła Rona i poszła przed siebie z pewną już miną. Ruszyła prosto na błonia.
  Po chwili cała trójka Gryfonów pod peleryną niewidką biegła w stronę Sali Wyjściowej ( albo Wejściowej, szczerze nie pamiętam. :D ). Mieli wypieki na twarzy. Udało im się. McGonagall wyraźnie na kogoś czekała. Jak się domyślali na Snape'a.
  Ich instynkt nie zawiódł ich, bo po nie całych pięciu minutach profesor eliksirów pojawił się. Był nieco mniej opanowany niż zwykle, ale jego maska tajemniczości skutkowała.
-Nikogo nie było? - warknął nieprzyjemnie ja to zwykle jest w jego stylu.
-Och, nie, nie musisz się przejmować, że ktoś nas razem zobaczy- odgryzła się McGonagall, co widocznie sprawiło jej radość, no może nie tak bardzo widocznie, bo Snape tego nie zauważył. Przynajmniej zdawało się, że tego nie zauważył.
  Udali się w stronę Zakazanego Lasu. Chcieli mieć to już wszystko za sobą, i to cała piątka.
  Nauczyciele szli przed siebie bardzo szybko, co utrudniało szpiegującym ich Gryfonom ciche poruszanie. Jakoś im to się udało, bo nikt nie spojrzał w ich stronę. No, może poza komarami itp.
  Po mniej więcej godzinie wędrówki dotarli do obozowiska maskotek. Gryfoni musieli zakryć twarze dłonią, aby nie usłyszeli ich okrzyku zdumienia. Co tu robią leprokonusy i wile?
  Sanpe trzymał różdżkę w pogotowiu i czujnie obserwował cały las. McGonagall była tym widocznie zirytowana.
-Możesz już skończyć te szopkę? - burknęła - Jesteśmy tu sami, Severusie, sami! Jeśli nie liczyć tych całych maskotek. A po za tym przecież jesteś tak wysportowany, że chyba dałbyś radę skoczyć i pokonać coś co by się nam pokazało.
  Chwileczkę! Czy oni dobrze słyszeli?! Ich opiekunka zarywa do Śmiercierusa? To było takie nienaturalne! Ich mentorka i wróg mają się ku sobie? Czy to są kpiny? Próbowali się uspokoić, a wtedy stało się coś jeszcze dziwniejszego. Snape szepnął coś na ucho McGonagall, a ona się zarumieniła i zachichotała jak nastolatka.
________________________________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero teraz, nie wiem czemu, ale cały czas zapominam żeby tu wejść i napisać ten rozdział. Postaram się dodawać coś dla was częściej i rozkręcić te akcje. Niedługo pojawi się nowa parka... choć może poczekam z nią trochę. :> Piszcie czy chcecie już nową parę, a potem akcje dzieloną na trzy, czyli trzy sceny odgrywające się w tym samym czasie, ale z innymi parami i trójką, lub czwórką przyjaciół. ^.^

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział IV Niemożliwe staje się możliwe

  Gdy Ron zobaczył swój plan zajęć aż jęknął. Mieli Transmutacje z McGonagall, dwugodzinne Eliksiry ze Snapem, Zielarstwo ze Sprout i Astronomię z prof. Sinistrą!
  -Co tam u was? - zapytał Draco - Jakie macie lekcje? Ja mam całkiem spoko. Sam luz.
-My mamy odwrotnie - burknął Harry. - Musieli nam dowalić najcięższe lekcje na jeden dzień.
- Uuu... aż tak źle? - spytał Malfoy współczująco.
-Gorzej niż myślisz...
-Ej! - odezwała się Hermiona, która do tej pory przysłuchiwała się tej wymianie zdań z lekką kpiną. -To nie są takie ciężkie lekcje jak się ich uczysz!
-Hermiono - przerwał jej Harry stanowczym głosem - my się uczymy, ale nie wychodzi nam tak dobrze jak tobie. Jesteś najmądrzejszą uczennicą Hogwartu!
  Gdy Hermiona chciała odeprzeć ten atak ze strony Harry'ego zadzwonił dzwonek i musieli iść na Transmutację. Cała czwórka wstała i ruszyli na swoje lekcje. Trójka Gryfonów na lekcje ze swoją opiekunką, a Ślizgon na ONMS z Hagridem, którego ostatnio bardzo polubił.
  Gdy zasiedli w klasie zapanowała kompletna cisza. Profesor McGonagall odrobinę się spóźniła. Była dość roztargniona, co do niej nie pasowało...
-Harry rozdaj myszy - poleciła. - Będziemy dziś zamieniać mysz w chomika. Zaklęcie znacie. Wszystko jest objaśnione na stronie 118. Ja muszę na chwilę wyjść.
  Wszyscy ze zdziwienia otworzyli buzie, lecz szybko je zamknęli. Wszyscy wyczuli w zachowaniu profesorki jakąś zmianę. Zawsze pokazywała im jak mają rzucić zaklęcie. Podawała jego formułę dla przypomnienia. I co najważniejsze nigdy ni wychodziła gdzieś, chyba, że miała sprawę do Dumbledore'a i byłą to sprawa najwyższej wagi. A dziś tak po prostu powiedziała, że wychodzi.
  Kazała im usiąść przy stolikach po trzy osoby. Harry, Ron i Hermiona naturalnie siedzieli razem. Gdy McGonagall upewniła się, że każdy ma wyjętą różdżkę, otworzony podręcznik i mysz na stoliku wyszła z klasy.
  Cała klasa rozmawiała przyciszonymi głosami o zachowaniu opiekunki. Rzucanie zaklęć prawie nikomu nie wychodziło. Udało się tylko Hermionie i Harry'emu. Rozmawiali przyciszonymi głosami podczas gdy ROn rzucał zaklęcia na nieszczęsną mysz.
  Tymczasem w lochach:
-Otwórzcie na 105 stronie i uwarzcie eliksir słodkiego snu, tymczasem ja muszę wyjść - głos Snape'a był nieco dziwny.
  Wyszedł z lochów i udał się do pokoju życzeń, tego samego, w którym znajdowała się czekająca na niego McGonagall...
  Po pięciu minutach był na miejscu. Minerwa czekała na niego. Musieli skończyć swoją rozmowę.
-Severusie, przecież musimy znaleźć inny sposób!
-A masz jakiś pomysł? Musimy iść tam razem, dzisiaj w nocy - odparł sucho Snape ciesząc się duszy. -Niestety musisz spędzić tą jedną noc w moim towarzystwie.
-Oj, nie bądź taki Severusie - odpowiedziała McGonagall również w skrytości ducha ucieszona całą sprawą. - Mam nadzieję, że nie spotkamy wilkołaków.
  Właśnie dlatego ich wyjście do Zakazanego Lasu było niebezpieczne. Tej nocy była pełnia księżyca i istniało wielkie zagrożenie. Dwójka nauczycieli musiała tam pójść z pewnego delikatnego powodu. Po Mistrzostwach Świata w Quidichu zostały tam maskotki obu drużyn. Ich zadaniem była opieka nad nimi. Nikt nie miał o tym wiedzieć. Jedynie oni, Dumbledore i Ministerstwo.
  Nauczyciele cieszyli się na tą misję, bowiem każde od dawna postrzegało w drugim swoją połówkę. Nigdy jednak nie starczyło im odwagi by powiedzieć to na głos;bali się reakcji osoby którą kochali.


_________________________________________________________________________________

Taka informacja: Pisałam na fb, że powstanie tu kilka oryginalnych parringów. Może nie oryginalnych, ale po prostu nie spotykanych. To jest właśnie pierwszy z nich. Mam nadzieje, że się spodoba. To opowiadanie będzie naprawdę długie. I mam do was prośbę, komentujcie posty. Możecie pisać co wam się podoba, a co nie. Bardzo zależy mi na waszej opinii. To tyle ode mnie. Następny rozdział niedługo, bo mam ferie i dużo czasu na pisanie. :>

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział III Niebezpieczeństwo czeka na każdym kroku

  - Co z nim?
-Spokojnie Harry, pani Pomfrey sobie poradzi -  Hermiona uspokajała Harry'ego i przy okazji siebie.
  Draco był sam na sam w skrzydle szpitalnym z panią Pomfrey od pół godziny. Dopiero co postanowili się z nim zaprzyjaźnić, a już czekał ich strach o jego zdrowie.
  Po kwadransie wyszła pani Poppy zdziwiona tym, że jeszcze czekali. Okazało się, że Draco może stracić wzrok, choć jest na to tylko  5% szans bali się o niego. Pozwolono im wejść i go zobaczyć.
  -Kto tam? - zapytał Malfoy, który wciąż nie widział.
-Spokojnie, to tylko my - odpowiedziała Hermiona  ze łzami w oczach.
-Wy tu nadal jesteście? Dlaczego zostaliście?
-Nie zostawimy nigdy, przenigdy przyjaciela w potrzebie - powiedział Harry - to dlatego jesteśmy Gryfonami.
- Draco uwierzyliśmy ci i przebaczyliśmy, nie mogliśmy cię tak po prostu zostawić. To nie w naszym stylu - dodał Ron.
- Jesteście kochani! Nigdy nie podejrzewałem, że będę się z wami przyjaźnił - w jego chorych oczach pojawiły się łzy i możliwe, że to właśnie dzięki nim odzyskał wzrok. - Ja widzę! Ja znowu widzę!
 W tym momencie to w oczach Gryfonów pojawiły się łzy, były to łzy szczęścia. Tak bardzo się cieszyli, bo czuli się winni tego co się stało, przecież gdyby nie zabrali go do biblioteki może nie trzeba by było tyle na to czekać.
  Pani Pomfrey zarządziła, że nie wypuści Malfoya aż do jutra po południu, bo musi zrobić mu badania. Zgodzili się i obiecali, że będą go odwiedzać.
  Gdy wychodzili ze skrzydła szpitalnego na zegarze wybiła dziewiętnasta, czyli pora na kolację. Ruszyli więc w stronę Wielkiej Sali, gdzie uświadomili sobie jak bardzo byli głodni. Postanowili, że najedzą się do syta.
  - Potter! - usłyszeli za sobą głos McGonagall - Przyjdź do mojego gabinetu jutro przed lekcjami, zrozumiałeś?
- Tak, pani profesor - odparł Harry i zaczął zastanawiać się, o co to jej może chodzić. O to samo spytała Hermiona.
- Jak sądzisz, o co jej chodziło?
- Sam się zastanawiam - burknął Harry.
  Na kolacji nie działo się nic szczególnego, gdy już mieli wychodzić Harry zaproponował żeby przemycić Malfoy'owi jakieś jedzenia, bo w szpitalu nie dadzą mu tego samego co tu na kolacji.
  Zrobili jak mówił Harry i już w następnej chwili byli w drodze do skrzydła szpitalnego. Wpadli tam jak burza i zobaczyli jak Draco wygania Pansy, która się do niego kleiła. Z wrażenia zaniemówili.
  - Ooo... cześć - powiedział zmieszany Malfoy - jak mówiliście, że będziecie mnie odwiedzać nie myślałem, że tak często. A ty - zwrócił się do Pansy - możesz już sobie iść.
  Parkinson wyszła, łypiąc groźnie na Gryfonów, nie widząc jak Malfoy wznosie oczy ku niebu i teatralnie podnosi ręce do góry. Dopiero gdy sobie poszła Harry przypomniał sobie po co tu przyszli więc co prędzej dał Draconowi paszteciki.
- Masz, jedz. Na pewno nie dała ci nic poza prochami.
- Dzięki, mówiłem wam już, że jesteście kochani?
- Tak! - odpowiedzieli wspólnie, śmiejąc się.





czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział II Powitalna uczta i lekcja z Draconem

Kiedy wszystkie domy znajdowały się w Wielkiej Sali profesor McGonagall przyniosła stołek i Tiarę Przydziału. Przestraszone pierwszoroczniaki rozglądały się we wszystkie strony i bały swego losu.
  Opiekunka Gryffindoru ustawiła stołek na środku, wyjęła zwój pergaminu i oznajmiła:
-Kiedy usłyszycie swoje imię i nazwisko wystąpcie... Abbot Tom ( wymyśliłam, że Hanna Abbot będzie miała brata).
-Hmm... - zamruczała stara Tiara Gryffindora - Hufflepuff!
Zadowolony Tom usiadł obok siostry i nie słuchał dalej przydziału. Harry, Ron i Hermiona też nie słuchali. Zwracali uwagę tylko, gdy przydzielono kogoś do Gryffindoru. Jak na razie przydzielono dwadzieścia nowych osób i chyba na tym koniec, bo McGonagall zwinęła listę.
  -Witajcie w nowym roku w Hogwarcie! - zabrzmiał dźwięczny głos dyrektora Hogwartu, a wszyscy odwrócili twarze w jego kierunku nie spodziewając się tak szybkiego przebiegu przydziału - Uczniowie pierwszego roku muszą wiedzieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony, niektórzy uczniowie ze starszych klas też niech o tym pamiętają. Pan woźny Filch, prosił o przypomnienie regulaminu. Musicie pamiętać, że zakazane jest wałęsanie się po zamku w godzinach wieczornych. Uczniowie pierwszego roku nie mogą posiadać mioteł co zostało sprawdzone. Jeśli będziecie próbowali przemycić tu miotłę zostanie wam odebrana, a za złamanie regulaminu wasz domu ucierpi z powodu utraty 100 punktów. Dokładniejszy regulamin znajduje się na drzwiach gabinetu pana Filcha. Informacje odnośnie drużyn Quidicha znajdziecie w odpowiednim czasie na tablicy ogłoszeń w pokoju wspólnym waszego domu. W tym roku w Hogwarcie odbędzie się niecodzienne zdarzenie, w tym roku w naszej szkole odbędzie się Turniej Trójmagiczny. Więcej informacji uzyskacie w odpowiednim czasie. Myślę, że toby było na tyle. A teraz pałaszujcie!
  Wszyscy rzucili się łapczywie na półmiski wypełnione samymi pysznościami. Jedli śmiejąc się i popijając sok z dyni. Za moment na stołach pojawiły się desery. chyba ulubiona część każdej uczty w Hogwarcie.
  Kiedy skończyli jeść Dumbledore odesłał ich do dormitoriów. Mieli dostać plany lekcji następnego dnia przy śniadaniu.
  Gdy musieli iść do dormitorium robili to z ociąganiem. Byli zmęczeni tym wszystkim, ale nie pchali się do łóżek, woleli iść spokojnie, niemalże po ślimaczemu. Harry, Ron i Hermiona dotarli do pokoju wspólnego po kwadransie. Większości zajęło to dziesięć minut, ale co tu dużo mówić, zwyczajnie im się nie chciało chodzić.
  W dormitorium nie rozmawiali ze sobą, od razu położyli się spać i usnęli z taką łatwością, z jaką zasypia niemowlę. Spali, ale nie śniło im się nic. Z Hermioną było tak samo.
  Następny dzień rozpoczęli wypoczęci. Ustalili, że spotkają się z Hermioną w pokoju wspólnym i razem zejdą na śniadanie. Okazało się, że chłopcy wyprzedzili Hermionę i czekali na nią około pięciu minut.
  Zjedli śniadanie w świetnym humorze. Zepsuło go to co zobaczyli chwilę później;mieli lekcję eliksirów ze Ślizgonami, i to w dodatku dwugodzinną. Zaczynały się za pół godziny, czyli były pierwsze. Jak oni nie lubili tych lekcji! Nie dość, że fatalny nauczyciel, to do tego fatalne towarzystwo.
  Po chwili zauważyli jednaj jeden plus w tej całej sytuacji, mieli okazję, by poobserwować zachowanie Malfoya. Nie widzieli go od przyjazdu do Hogwartu. Mieli doskonałą okazję do przekonania się o co tak naprawdę chodzi z przeprosinami.
  Eliksiry zaczęły się o dziewiątej. Snape jak to zwykle on, chciał odjąć Gryffindorowi punkty za nie wiedzę, ale wszyscy się już tego spodziewali, dlatego błysnęli intelektem. Snape'owi nie udało się. Postanowił podobierać ich w pary i kazać przygotowywać razem eliksiry.
- Draco będzie w parze z Granger, Potter z Weasleyem... nie ciesz się tak Weasley... on nic nie umie. Reszta podobierać się sami.
  Podobierali się zgodnie z instrukcjami i usiedli przy stolikach. Draco był dziwnie łagodny. Nie przezwał Hermiony i nie prychnął jak zwykle kiedy go do niej przydzielili, wydawało się, że nawet się z tego cieszył. Snape kazał im przyrządzić odtrutkę na eliksir słabej widoczności, postanowił też, że jedna osoba z pary będzie musiała wypić eliksir i odtrutkę przyrządzoną z partnerem. Mieli półtorej godziny na zrobienie odtrutki, pozostały czas miał zostać na próbowanie odtrutek
  Gdy Harry i Ron zaczęli widzieć, że im wychodzi ucieszyli się i zrobili cały eliksir poprawnie, co u nich graniczyło z cudem. Draco i Hermiona byli na końcowym etapie, pod sam koniec Draco dodał za dużo smoczych łusek przez co eliksir stracił całą swą wartość. Byli załamani.
- Przepraszam - szepnął Draco - nie chciałem, ja to wypiję.
Hermiona zaskoczona tym  jak to się potoczyło zamknęła swoją książkę i powiedziała, że nie musi, ale on był uparty.
  -Dobrze, teraz niech eliksir wypije Granger - powiedział Snape swoim jadowitym tonem.
-Nie! Panie profesorze, ja zepsułem odtrutkę, ja muszę to wypić.
- Dobrze - Snape był zdezorientowany - niech będzie, pij.
  Draco wypił i po chwili jego oczy zaszła mgła, nie widział nic. Snape czym prędzej podał mu odtrutkę. Nie zadziałała, co było oczywiste. Siedział tak, nic nie widząc.Wszyscy wypili eliksiry, u wszystkich zadziałały. Snape kazał Malfoyowi i Hermionie spotkać się i razem zrobić nową odtruktkę.
  Hermiona pomogła Malfoyowi wyjść z klasy, podtrzymywał się na jej ramieniu. Po chwili pomogli im Ron i Harry. Cała trójka uwierzyła w to co słyszała w pociągu. Zabrali go ze sobą do biblioteki i tam z nim porozmawiali.
- Słuchaj, nic ci nie jest? - spytała nieśmiało Hermiona.
- Nie, tylko nic nie widzę i boli mnie głowa - uśmiechnął się słabo w pocieszeniu.
- Draco, wierzę ci w to, że się zmieniłeś, ale musisz złożyć wieczystą przysięgę, że nie będziesz nas przezywał i obrażał - wypalił Harry nie zastanawiając się długo.
- Dobrze, ale może jak odzyskam wzrok - powiedział łamiącym się ze zmęczenia głosem.
  Harry przeraził się jego głosem i postanowił go zabrać do skrzydła szpitalnego. Udali się więc tam w pośpiechu.
 

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział I Przystanek Hogwart

  Ginny, pospiesz się! Nie zdążymy przez ciebie na pociąg!- krzyczała zirytowana pani Weasley co rusz postukując palcem wskazującym na zegarek. - Czemu nie spakowałaś się wczoraj, jak wszyscy inni?!
  Ginny nie mogła jej zdradzić, dlaczego tak się stało. Była tak przejęta, bo  po raz pierwszy była na randce z Harrym. Nie mogła jej przecież powiedzieć, że pół nocy siedziała z chłopakiem na poddaszu, w towarzystwie ghula. Starała się więc czym prędzej upchnąć całą swoją garderobę do kufra. Po pięciu minutach harówki udało jej się spakować. Zdyszana dołączyła do pozostałych i ruszyła z nimi do samochodu pana Weasley'a.
  -Nadal nie rozumiem jak można być tak nieodpowiedzialnym. Za kwadrans pociąg odjeżdża z peronu. Co wy wszyscy zrobicie, jeśli nie zdążymy?
  Oczywiście, jak to u chłopaków bywa Ronowi i Harry'emu przyszedł ten sam komiczny dojazd do Hogwartu, a mianowicie lot na miotłach.
  Była z nimi Hermiona, która przyjechała do Nory n wakacje i jakby przeczuwając co chłopcy mają zamiar zrobić, zaczęła pospieszać Pana Weasleya. Jej niepokój udzielił się też Ginny, ale ona bała się odezwać, bo to przecież przez nią się tak spóźnili.
 Kiedy wybiła jedenasta wszyscy siedzieli już w przedziałach zmęczeni biegiem na peron.
 W jednym przedziale siedzieli Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Luna i Neville. W drugim Fred i George testowali różne magiczne dowcipy z Lee Jordanem..
  Natomiast w trzecim przedziale od wejścia siedział Draco Malfoy, sam, bez swoich goryli Crabbe'e i Goyle'a, bez tej przeklętej Pansy, dziewczyny o twarzy mopsa. Był sam nie bez powodu. Przygniatał go natłok myśli i starał się je wszystkie poukładać. Jego koledzy na pewno by mu nie pomogli. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nie ma nikogo, z kim mógłby naprawdę szczerze porozmawiać. Zrozumiał, że w Hogwarcie jest sam jak palec, nie miał tam nikogo z kim mógłby dzielić swe zgryzoty, a miał ich sporo.
  Dracona najbardziej dręczyło to, że miał wielki ciężar jakim było szaleństwo jego ojca na punkcie statusu krwi. Od małego wpajano mu, że czysta krew czyni go lepszego od innych. Właśnie to przyczyniło się w największym stopniu do jego samotności. On gardził ludźmi bez statusu czystej krwi, przez co oni i ich znajomi odpłacali mu się tym samy. Gardzili nim, pomiatali. Postanowił zmienić swoje nastawienie, a swoją samotność zamienić w przyjaźń. Zaczął od razu.
  W pierwszym przedziale było bardzo gwarnie i wesoło, gdyż wszyscy świetnie się czuli w swoim towarzystwie. Ginny i Luna zamieniały się poszczególnymi częściami garderoby. Neville i Ron grali w szachy, a Harry z Hermioną rzucali najróżniejsze zaklęcia n a wszystko co znajdowało się w przedziale. Oczywiście poza ich przyjaciółmi.. I właśnie wtedy, w najmniej spodziewanym momencie do przedziału wpadł Draco.
  W całym przedziale zrobiło się cicho, było słychać tylko ciche pohukiwanie Hedwigi. Wszyscy byli bardzo zdziwieni faktem, że przy Draco nie było Crabbe'a i Goyle'a. Zwykle byli nierozłączni niczym dwie papużki, które wychowywały się w jednej klatce.
  Jako pierwszy głos odzyskał Harry.
-Malfoy, ile razy mówiliśmy ci, żebyś przestał przychodzić do naszego przedziału w trakcie drogi do Hogwartu i z powrotem? Nie rozumiesz, że mamy dość tego, że nas przezywasz?
-J-ja chciałem was przeprosić, - powiedział cichym, łamiącym się głosem Draco - wiem, że nie traktowałem was dobrze, zamieniałem się w swojego ojca. Dzisiaj zrozumiałem jak bardzo was krzywdziłem. Chcę was prosić o wybaczenie, choć wątpię byście mi wybaczyli po tym wszystkim...
  Szybko wyszedł z przedziału, w którym na powrót zapanowała cisza. Wszyscy siedzieli zdziwieni tym co usłyszeli, ale oczywiście Ron i Harry musieli zacząć awanturę.
-Co on sobie myśli?! - wrzeszczał Ron - Tyle lat byliśmy wrogami ( 3 lata to przecież tak długo...) i on ma czelność prosić nas o przebaczenie?
- Myśli, że go przygarniemy, a kiedy nie będziemy patrzeć walnie nas jakimś zaklęciem i zrzuci winę na kogoś innego! - Harry był równie oburzony co jego przyjaciel, zauważył, że Luna i Neville zastanawiają się w skupieniu, a Hermiona i Ginny są opanowane.
  Hermiona wszystko przemyślała sensownie, a Ginny, która nie mało czau spędziła w jej towarzystwie również rozważyła wszystko rozważnie w bardzo krótkim czasie. Hermiona postanowiła przedstawić pozostałym jej tok myślenia.
- Zauważyliście jakim głosem on mówił? Głos łamał mu się, był smutny. Nie potrafił spojrzeć nam w oczy, a kiedy się odważył nie było w nich szyderstwa, był czysty smutek. Może on naprawdę się zmienił? Weźcie też taką możliwość pod uwagę.
- Będziemy go obserwować, musimy zobaczyć jak się zachowuje. Czy tylko dla nas był taki miły i powiedział przepraszam. - Ginny postanowiła wesprzeć słowa Hermiony - Jeśli będzie nadal tym wrednym szydercą nie będziemy zwracać uwagi na to co tu zaszło... A teraz może lepiej się ubierzmy, widzę już Hogsmeade.
  Rzeczywiście w oddali było już widać malutkie domki, gospody i sklepy. Całe miasteczko pogrążone było w ciszy. Nie można było tego powiedzieć o pociągu. Wszyscy się przebierali.
 Ginny założyła szatę Gryffindoru, a na prawym policzku zrobiła sobie tatuaż z lwem wychodzącym z płomieni, jeszcze w Norze sprawdziła czy jest to zgodne z regulaminem, kiedy okazało się, że tak pstanowiła go zabrać i zrobić w drodze. W tym połączeniu wyglądała jeszcze ładniej niż zwykle. Kiedy wszyscy się przebrali pociąg zaczął zwalniać i powoli stanął. Wyszli wszyscy i tak jak siedzieli w przedziale usiedli w powozie, który ciągnęły cztery piękne - jeśli tak można o nich powiedzieć - testrale.
  Jak zauważyli Malfoy siedział z jakimiś wyjątkowymi niezdarami z Hufflepuffu. Zdziwili się, ale nie zastanawiali się długo, bo powóz zaczął już jechać ku zamkowi. Po około pół godziny dotarli na miejsce.
  Hogwart był dla wszystkich piękny, jak zawsze. Po drodze kilka osób skomentowało tatuaż Ginny, wszyscy uważali, że wygląda zjawiskowo zwłaszcza Harry, który prawił jej komplementy przy każdej nadarzającej się okazji.
 Przestąpili próg Hogwartu i zniknęli z profesor McGonagall w jego wnętrzu.


Mam nadzieję, że się podobało. Zapraszam do komentowania. ;)