poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział III Niebezpieczeństwo czeka na każdym kroku

  - Co z nim?
-Spokojnie Harry, pani Pomfrey sobie poradzi -  Hermiona uspokajała Harry'ego i przy okazji siebie.
  Draco był sam na sam w skrzydle szpitalnym z panią Pomfrey od pół godziny. Dopiero co postanowili się z nim zaprzyjaźnić, a już czekał ich strach o jego zdrowie.
  Po kwadransie wyszła pani Poppy zdziwiona tym, że jeszcze czekali. Okazało się, że Draco może stracić wzrok, choć jest na to tylko  5% szans bali się o niego. Pozwolono im wejść i go zobaczyć.
  -Kto tam? - zapytał Malfoy, który wciąż nie widział.
-Spokojnie, to tylko my - odpowiedziała Hermiona  ze łzami w oczach.
-Wy tu nadal jesteście? Dlaczego zostaliście?
-Nie zostawimy nigdy, przenigdy przyjaciela w potrzebie - powiedział Harry - to dlatego jesteśmy Gryfonami.
- Draco uwierzyliśmy ci i przebaczyliśmy, nie mogliśmy cię tak po prostu zostawić. To nie w naszym stylu - dodał Ron.
- Jesteście kochani! Nigdy nie podejrzewałem, że będę się z wami przyjaźnił - w jego chorych oczach pojawiły się łzy i możliwe, że to właśnie dzięki nim odzyskał wzrok. - Ja widzę! Ja znowu widzę!
 W tym momencie to w oczach Gryfonów pojawiły się łzy, były to łzy szczęścia. Tak bardzo się cieszyli, bo czuli się winni tego co się stało, przecież gdyby nie zabrali go do biblioteki może nie trzeba by było tyle na to czekać.
  Pani Pomfrey zarządziła, że nie wypuści Malfoya aż do jutra po południu, bo musi zrobić mu badania. Zgodzili się i obiecali, że będą go odwiedzać.
  Gdy wychodzili ze skrzydła szpitalnego na zegarze wybiła dziewiętnasta, czyli pora na kolację. Ruszyli więc w stronę Wielkiej Sali, gdzie uświadomili sobie jak bardzo byli głodni. Postanowili, że najedzą się do syta.
  - Potter! - usłyszeli za sobą głos McGonagall - Przyjdź do mojego gabinetu jutro przed lekcjami, zrozumiałeś?
- Tak, pani profesor - odparł Harry i zaczął zastanawiać się, o co to jej może chodzić. O to samo spytała Hermiona.
- Jak sądzisz, o co jej chodziło?
- Sam się zastanawiam - burknął Harry.
  Na kolacji nie działo się nic szczególnego, gdy już mieli wychodzić Harry zaproponował żeby przemycić Malfoy'owi jakieś jedzenia, bo w szpitalu nie dadzą mu tego samego co tu na kolacji.
  Zrobili jak mówił Harry i już w następnej chwili byli w drodze do skrzydła szpitalnego. Wpadli tam jak burza i zobaczyli jak Draco wygania Pansy, która się do niego kleiła. Z wrażenia zaniemówili.
  - Ooo... cześć - powiedział zmieszany Malfoy - jak mówiliście, że będziecie mnie odwiedzać nie myślałem, że tak często. A ty - zwrócił się do Pansy - możesz już sobie iść.
  Parkinson wyszła, łypiąc groźnie na Gryfonów, nie widząc jak Malfoy wznosie oczy ku niebu i teatralnie podnosi ręce do góry. Dopiero gdy sobie poszła Harry przypomniał sobie po co tu przyszli więc co prędzej dał Draconowi paszteciki.
- Masz, jedz. Na pewno nie dała ci nic poza prochami.
- Dzięki, mówiłem wam już, że jesteście kochani?
- Tak! - odpowiedzieli wspólnie, śmiejąc się.





1 komentarz: