środa, 23 stycznia 2013

Rozdział VI Robi się gorąco

  -Eee... Minerwo? - zagadnął nieśmiało Severus - Wyskoczyłabyś jutro ze mną na kawę?
-Oczywiście - odpowiedziała uśmiechnięta - z wielką przyjemnością.
  Bardzo ucieszył ją fakt, że jednak jej uczucie jest odwzajemnione, tak jej się zdawało, bo pewności mieć nie mogła. Rozmyślała o tym jak ubierze się na jutro. Jak będzie przebiegać ich randka?
  Z tych rozmyśleń wyrwał ją właśnie Severus. Było to tak gwałtowne, że już chciała zacząć na niego wrzeszczeć gdy nagle zastygła w bezruchu. Przed sobą miała wilkołaka, który wyraźnie miał ochotę urządzić sobie z nich przekąskę.
  Trójka Gryfonów na szczęście wróciła do zamku zanim to wszystko się zaczęło. Był to naprawdę straszny widok.
  Snape wziął McGonagall na ręce i zaczął lewitować. Tuż pod ich stopami stał wilkołak i tylko czekał aż któreś spadnie. Mistrz Eliksirów zaczął tracić siły, a Minerwa nie mogła dać rady sama zacząć lewitować. Gdy prawie udało jej się rzucić na siebie zaklęcie lewitujące, jej nogi wyślizgnęły się i dyndała nad wilkołakiem przytrzymywana tylko za ramiona prze Severusa. Wiedziała, że on tak długo nie pociągnie i wrzasnęła na całe gardło celując w siebie różdżką:
-Wingardium Leviosa!
  Zaczęła lewitować tuż obok Snape'a, który uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Co prawda był silny, ale Minerwa nie była nastolatką i trochę już ważyła (nie to, że była gruba czy coś). Lewitowali tak przez około pół godziny, do czasu kiedy wilkołak się znudził.
  -Dziękuje, Severusie - powiedziała Minerwa z wdzięcznością w oczach - ocaliłeś mi życie...
-Nie ma sprawy - Snape trochę się zmieszał co było do niego nie podobne - zrobiłabyś dla mnie to samo. -Pewnie tak, co nie zmienia faktu, że jestem ci winna przysługę.
-Może powinniśmy już wracać do zamku? - spytał Nietoperz czując wypieki na twarzy, które próbował zamaskować.
  McGonagall zgodziła się bez oporów i już po chwili szła przez las z dziarską miną, ponieważ zaczęło świtać i nie mieli się już czego bać. Poszli w stronę zamku by zdać raport Dumbledore'owi i Ministrowi. To była taka pokręcona noc.
  Jak na złość gdy tylko doszli do zamku okazało się, że już pora śniadania i nie będą mieli czasu na choćby odrobinę wypoczynku. Ich nieobecność na śniadaniu mogłaby sprawić im nieco kłopotu. Zapewne wielu uczniów pytałoby się co się stało, a oni nie mogliby na te pytania odpowiadać zgodnie z prawdą.
  
  Tymczasem w zamku...
  -Co wy o tym wszystkim sądzicie? -spytał Ron nadal zszokowany sytuacją z lasu - Jak myślicie co oni tam robili?
-Och Ron! - parsknęła Hermiona - Wysil te swoje szare komórki i zacznij łączyć fakty! Weasley miał właśnie odpowiedzieć jakąś ripostą, ale przerwał mu Harry wiedząc, że może się z tego zrodzić głupia wymiana zdań (czyt. kłótnia). -Tak, tak wiemy, że pilnowali tych maskotek, -wtrącił Potter- szkoda tylko, że nie wiemy czemu i po co one tu były?
-Musimy ustalić o co im chodziło, a tak w w ogóle to powinniśmy iść na śniadanie. - dodał Ron i razem ze woimi przyjaciółmi poszedł do Wielkiej Sali. Nie rozmawiali z Malfoyem od wczorajszego poranka i jak zauważyli nie było go na dzisiejszym śniadaniu. Przestraszeni tym faktem udali się na poszukiwanie kolegi. Przeszukali prawie cały zamek, ale go nie znaleźli.
  Jedynym miejscem, w którym nie szuakli był pokój życzeń. Problem w tym, że jeśli Draco z niego korzystał dostanie się tam graniczyło z cudem. Nie mieli pojęcia o co może chodzić, ale poczuli, że to może przez to, że się od niego odsunęli i nie wtajemniczali w swoje plany. Wszystko zaczęło się komplikować. Czekali pod pokojem pół godziny. Na szczęście zabarali z Wielkiej Sali trochę prowiantu, bo dzień bez śniadania mógłby skutkować wizytą u pani Pomfrey co nie było dla nich miłe. Zwłaszcza dla Hermiony, która nie odpuściłaby żadnej lekcji na której mogła być.

Wieczorem w lochach...

  Minerwa zapukała nieśmiało do drzwi i po chwili wkroczyła do pomieszczenia w pięknej morskiej skutki. Jej krój był doskonale dobrany. We włosy wpięła spinkę z niebieskim kwiatem lotosu. Bardzo się starała żeby nie wyjść na strojnisie, a jednocześnie chciała się spodobać Severusowi.

  Snape był oszołomiony jej wyglądem. Sam też starał się wyglądać inaczej niż na co dzień. Jego włosy jak zwykle błyszczały, ale dzisiejszego dnia było to spowodowane nie przetłuszczeniem włosów, lecz lakierem, który pobłyskiwał w jego włosach. Specjalnie umył włosy dwa razy szamponem o zapachu białych lilii, bo gdzieś przeczytał, że to najnowszy trend wśród mężczyzn. W jego ubiorze też pojawiły się zmiany. Zamiast swoich wiecznie czarnych szat założył czarne jeansy i koszulke, która go odmładzała. Jedynie jego nos pozwalał sądzić, że nie jest to młokos, który dopiero co skończył Hogwart.
  -Czy można? - spytał nauczyciel eliksirów wyciągając rękę po bolerko McGonagall. Odebrał je od niej ostrożnie i zawiesił na wieszaku. W pokoju na stoliku stały dwie kawy i ciasteczka. Wszakże zaprosił ją na kawę więc nie wypadało robić kolacji z szampanem itd. Na to przyjdzie jeszcze pora.
  Usiedli i zaczęli wcinać ciasteczka popijając kawą. Plotkowali o wszystkim i o niczym. Było im po prostu dobrze w swoim towarzystwie. W trakcie rozmowy Minerwa drgnęła lekko, niedostrzegalnie. Trzeba przyznać, że w lochach było bardzo zimno. Snape zauważył to i zaproponował, aby przenieśli się przed kominek. Ogień trzaskał wesoło, a oni siedzieli przytuleni do siebie i wpatrywali się w ogień. Płomienie rozgrzały nie tylko ich zmarznięte ręce. Ich serca zaczęły mocniej bić i wtedy po raz pierwszy się pocałowali...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz